[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obok nichpięły się w górę półki wyciosane w kamieniu, zapełnione setkami ciemnych butelek.Na dole znajdował się wielki stół roboczy zastawiony zlewkami, rurkami, flakonamikolorowych płynów i proszków.Były tam również mozdzierze i tłuczki różnejwielkości, mosiężne palniki, łapy laboratoryjne i stojak z metalowymi klatkami, poktórych z piskiem śmigały szczury.- Tutaj testujemy nasze trucizny - powiedział Devon.- Na szczurach? - domyśliła się Rachel.- Początkowo.Dill podążył wzrokiem w górę schodów, które wyglądały, jakby nie miały końca.- Ile trucizn tutaj trzymacie? - zapytał.- Wszystkie - odparł Devon, wskazując na półki.- A teraz, przyjaciele, zakończymynaszą wycieczkę.Muszę dziś po południu dokończyć ważny eksperyment.- Posłał imciepły, czerwony uśmiech.- Ale, proszę, nie krępujcie się mnie odwiedzić, jeśliprzyjdzie wam chęć pogłębienia wiedzy na temat mojej pracy.***Jakiś czas pózniej Dill i Rachel siedzieli na pomoście nad Kuchniami Trucizn ipatrzyli, jak dym snujący się z kominów opada w przepaść.Nad otchłaniąrozbrzmiewało słabe, rytmiczne pobrzękiwanie.Asasynka zwiesiła nogi międzyprętami balustrady, odrywała duże płaty rdzy z żelaznych poręczy i rzucała je wciemność.- Jak myślisz, co jest tam na dole? - zapytała nagle.Dill popatrzył na nią ze zdziwieniem.- Oczywiście Ulcis - powiedział.- Miasto Deep.- Naprawdę w to wierzysz? We wszystko, co mówią kapłani? W miasto umarłych?Ziggurat? Ogród Kości? Armię szykującą się do odzyskania nieba?- A ty nie?- Kiedyś tak.- Rachel przesunęła palcem po zardzewiałym żelazie.- Teraz niejestem pewna.Wszyscy czekają na coś lepszego, nawet jeśli to oznacza czekanie naśmierć.A wcale nie jest pewne, że istnieje coś lepszego, prawda? - Zerknęła na niego zukosa i szybko odwróciła wzrok.- Spine działają jako ręka boga, ale nie sądzę, żebynawet zahartowani asasyni słyszeli jego głos.Im bliżej poznaję moich kolegów, tymbardziej nieswojo się przy nich czuję.Dill przełknął ślinę.Czyżby Rachel Hael nie została właściwie przeszkolona?- Nie pozwoliłaś, żeby cię zahartowali? - odważył się zapytać.Asasynka wzięła głęboki wdech.- Boże, myślisz, że nie chciałam? Uwolnić się od tego wszystkiego jak odfizycznego bólu? - Przycisnęła dłonie do czoła.- Ale to nie zależy ode mnie.Terazgłową rodziny jest mój brat, a on nigdy nie podpisze zgody.Chce mnie ukarać, borobię to, czego on nie potrafił.Mogę zabijać i potem spokojnie z tym żyć.Wbić wczłowieka nóż i patrzeć, jak się wykrwawia.- Odchrząknęła.- W pewnym sensie czynito ze mnie potwora jeszcze gorszego od Carnival.Podobno ona po każdymmorderstwie zadaje sobie rany, żeby się ukarać i ulżyć cierpieniu.Dill zmarszczył brwi.- Czy to nie powoduje jeszcze więcej bólu?- Są różne jego rodzaje - odparła Rachel.- Czasami jeden może przyćmić drugi.-Spojrzała na swoje zabandażowane ręce.- Wszystkie moje blizny są pamiątką poranach zadanych przez innych.Nie potrzebuję kaleczyć się sama.Może więc niezasługuję na hartowanie? Pragniemy igieł, bo oznaczają śmierć bez strachu przedśmiercią.- Zaśmiała się sucho.- Zamiast na nią Spine powinni polować na mnie.Dill przyjrzał się bandażom Rachel i poczuł niepokój.- Walczyłaś z nią?Hael wzruszyła ramionami.- Skąd ona się wzięła?- Prosto z Irilu, jeśli wierzyć kapłanom.To demon, przysłany, żeby gromadzićdusze dla Labiryntu.Inni twierdzą, że wyszła z otchłani razem z Callisem iDziewięćdziesięcioma Dziewięcioma.Kiedy skończyło się anielskie wino, zaczęłazabijać, żeby przetrwać.- Rachel zapatrzyła się w przepaść.- Kiedyś sądziłam, żeopowieści o niej są przesadzone.Uważałam, że Carnival zabija, ale nie zabiera dusz.Widziałam jednak zbyt wiele trucheł po Nocy Blizn, widziałam, jak ona się porusza.Jest zbyt szybka, zbyt silna.A jej oczy.tyle w nich wściekłości, głodu.Zawsze sączarne.- Zdołasz ją powstrzymać?- Wątpię.- Więc dlaczego próbujesz?Gorzki uśmiech.- Bo jestem Spine.Milczeli przez jakiś czas.Nad Kuchniami Trucizn płomienie to buchały z hukiem,to przygasały.Z kominów wydobywały się gęste kłęby dymu, pęczniały i opadały wpostaci popiołu.Słońce chyliło się ku krawędzi otchłani.Przez toksyczną mgłę niebowyglądało jak posiniaczone i chore.Rachel oderwała następny kawałek rdzy i wrzuciła go w czeluść.- Były ekspedycje.No wiesz, na dół.Dill zrobił zdziwioną minę.- Sekretne - dodała Rachel.- Zwiątynia o nich nie wiedziała.Ludzie kradlisterówce, robili balony, konstruowali dziwne skrzydlate wehikuły i inne wynalazki.Potem wyprawiali się na dół.- Co się z nimi stało?- Nikt nie wrócił.Dill zapatrzył się w mrok.Nawet w świetle wczesnego wieczoru ciemność otchłaniprzyprawiała go o lęk.Rachel nadal wrzucała do niej płatki rdzy i obserwowała, jakspadają, tańcząc niczym maleńkie liście.Po drugiej stronie przepaści zawyła syrena iod wieży cumowniczej pod Kuchniami Trucizn oderwał się statek wojenny, któryuzupełniał tam paliwo.Spłynął łagodnie w dół, a następnie wychynął z cienia,wyciągany na linach.Dill słyszał dalekie zgrzytanie bloków i okrzyki dokerów.Wkońcu wielki sterowiec, zwolniony z uwięzi, zaczął się wznosić z głębokim rykiemponad dzwigi, łańcuchy i słupy dymu.Oboje patrzyli, jak obraca się wolno, czarny na tle zachodzącego słońca.Po chwili Rachel wstała i przechyliła się przez balustradę.%7łelazna barierkazatrzeszczała pod jej ciężarem.- Złapiesz mnie, jeśli spadnę? - zapytała, unosząc stopy i kładąc się brzuchem naporęczy.Dill zerwał się pospiesznie.- Nie umiem dobrze latać.- Próbowałbyś mnie ratować? - Wychyliła się jeszcze bardziej.Balustrada znowuzaskrzypiała.Dill zrobił krok w stronę Rachel.- Proszę, to niebezpieczne.- Próbowałbyś, nawet gdybyś wiedział, że mnie nie uratujesz? - drążyła asasynka.- Tak.Rachel postawiła stopy na kładce, ale nie odwróciła się do Dilla.- Może i tak - powiedziała cicho.ROZDZIAA 13LIGA SZNURWSamotna pochodnia rzucała czerwonawy blask na zardzewiałe blachy i wyblakłedrewno byle jak skleconych domów Ligi Sznurów.Nędzne budy wisiałyprzekrzywione w swoich kołyskach, połączone z chodnikiem cienkimi deskami.Zwiatła Deepgate opadały tuż za linami i ponownie wznosiły się w oddali, przesłonięteprzez sylwetę świątyni.Fogwill obserwował ich refleksy na czarnej zbroi kapitana Claya, podczas gdyświątynny gwardzista rozglądał się z niesmakiem.Deski trzeszczały pod jego wielkimiokutymi buciorami.- Jesteś pewien, że to tutaj? - zapytał Crumb.Clay wciągnął nosem powietrze i zmarszczył nos.- Tak, sądząc po smrodzie.Fogwillowi nie trzeba było tego mówić.W pobliżu coś gniło.Może zdechły szczur?Niestety, Clay nie pozwolił mu przed wyjściem użyć perfum
[ Pobierz całość w formacie PDF ]