[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Ja nie piszę.Nienawidzę tego.Robią mi się od pisania nagniotki na palcach.I dostaję migreny.Wolę wysyłać e-maile.Poza tym i tak nie mogę.Taksiążka należy do objazdowej biblioteki.Marcus będzie chciał ją odzyskać.Muszę się z nim spotkać i mu ją oddać.Zauważyłam, że głos mi złagodniał, gdy wypowiadałam ostatnie zdanie.Zwysiłkiem powstrzymałam uśmiech.Siostra Ignacjusz wszystko zauważyła.Uśmiechnęła się i uniosła brwi.-Cóż, przecież i tak możesz się spotkać z Marcusem, żeby przedyskutowaćsprawę książki - zaczęła się ze mną droczyć.- Zrozumie, tak jak ja, że ktośmusiał ofiarować ją bibliotece, przez pomyłkę biorąc ją za dzieło literatury.LRT-Czy jeżeli ją zatrzymam, nie złamię jakiegoś przykazania albo co?Naśladując mnie, siostra Ignacjusz wywróciła oczami i, mimo złego humoru,musiałam się roześmiać.-Ale nie wiem, co mam napisać - powiedziałam nieco łagodniej.-Zawsze jest coś wartego opisania.Myśli.Założę się, że masz ich mnóstwo.Zabrałam książkę z powrotem, robiąc przy tym prawdziwe przedstawienie,żeby pokazać, jak dogłębnie niezainteresowana byłam pisaniem.Marudzi-łam, że pisanie pamiętników jest dla idiotów.W głębi duszy jednak byłamzadziwiająco zadowolona, że znów mogłam trzymać ją w ramionach.Czu-łam, że tu jest jej miejsce.-Pisz o tym, co siedzi tutaj.- Siostra Ignacjusz dotknęła swojej skroni.-1 otym, co tutaj.- Wskazała na serce.- Jak to określił kiedyś pewien wielkiczłowiek, to tajemniczy ogród".Wszyscy takie mamy.-Jezus?-Nie, Bruce Springsteen.-Dzisiaj ja odkryłam ogród siostry.- Uśmiechnęłam się.- Już nie jest ta-jemniczy.-No proszę.Zawsze dobrze jest się podzielić z kimś tym, co mamy.-Wskazała na książkę.- Z kimś albo z czymś.LRTROZDZIAA 9DAUGIE PO%7łEGNANIEZanim dotarłam do stróżówki, nastał wieczór.Byłam głodna, bo nie miałamnic w ustach od lunchu, kiedy to mama Zoey przygotowała nam amerykań-skie naleśniki z jagodami.Tak jak poprzednio, Rosaleen stała w otwartychdrzwiach, czekając na mnie z twarzą ściągniętą zmartwieniem, rozglądającsię to w lewo, to w prawo, jakbym zaraz miała wynurzyć się zza rogu.Jakdługo tutaj była?Podskoczyła, kiedy mnie dostrzegła, złożyła dłonie na podołku, wygładzającsukienkę - czekoladową z nadrukiem zielonej winorośli.Koliber trzepotałskrzydłami tuż obok jej piersi.Pózniej zauważyłam kolejnego, w okolicachjej lewego pośladka.Nie sądzę, żeby projektant tej sukienki rozmieścił je z tąmyślą, ale wzrost cioci sprawił, że tak się ułożyło.- A, jesteś, dziecko.Chciałam zaprotestować, że nie jestem dzieckiem, ale zacisnęłam zęby iuśmiechnęłam się.Muszę nauczyć się większej tolerancji wobec Rosaleen.Dziś wieczór jestem Tamarą Good, Tamarą Dobrą.-Kolacja dla ciebie jest w piecyku, żeby była ciepła.Nie mogliśmy już dłużejczekać.Burczało mu w żołądku tak, że aż z ruin go słyszałam.Wiele rzeczy wkurzyło mnie w tym zdaniu.Po pierwsze, że Rosaleen nienazwała Arthura po imieniu.Po drugie, znowu rozmawialiśmy o jedzeniu.Po trzecie, Rosaleen nazwała zamek ruinami.Zamiast jednak zatupać no-gami, Tamara Dobra uśmiechnęła się znowu i odparła słodko:-Dziękuję, Rosaleen, z chęcią zjem za chwilę kolację.LRTOdwróciłam się i już miałam pójść na górę, kiedy jej nagły ruch, niczymlekkoatlety szykującego się do startu i nasłuchującego wystrzału, zatrzymałmnie w miejscu.Nie spojrzałam na nią, zaczekałam tylko na komentarz.-Mama śpi, więc lepiej jej teraz nie przeszkadzaj.Z jej tonu zniknęła nagle wszechobecna nutka lizusostwa.Nie mogłam jejrozszyfrować, zapewne z wzajemnością.Tamara Niezbyt-Dobra zignoro-wała Rosaleen.Zaczęłam wchodzić po schodach.Zapukałam cicho do drzwimamy, wszystko pod czujnym i osądzającym spojrzeniem ciotki.Nie spo-dziewałam się odpowiedzi, więc po prostu weszłam.W pokoju było ciemniej niż poprzednim razem.Okno było zasłonięte, ale taknaprawdę to słońce, które zmieniło barwę przed nocą, sprawiło, że pokój stałsię chłodniejszy i mroczniejszy.Mama skojarzyła mi się od razu z mumią,chociaż nie miało to nic wspólnego z jej wiekiem.Leżała w łóżku, okrytażółtymi kocami po samą brodę, z ramionami przylegającymi do ciała ściśleowiniętego przykryciem, zupełnie jakby gigantyczny pająk uprządł wokółniej kokon, żeby ją zabić i zjeść.Mogłam sobie wyobrazić, że to sprawkaRosaleen.Było fizycznie niemożliwe, żeby mama zrobiła to sama.Poluzni-łam koce, wyciągnęłam jej ramiona i ułożyłam na przykryciu.Uklękłamobok łóżka.Na twarzy mamy malował się spokój, zupełnie jakby odbywaławłaśnie jeden ze swoich ulubionych zabiegów odnowy ze śmietanko-wo-jogurtowymi okładami.Leżała tak nieruchomo, że musiałam przysunąćucho do jej twarzy, żeby usłyszeć oddech.Przyjrzałam się jej; jasnym włosom rozsypanym na poduszce dookoła twa-rzy, długim rzęsom ocieniającym idealną skórę bez najmniejszej skazy.Miała lekko rozchylone usta.Oddychała delikatnie, słodko.Może kiedy zaczęłam opowiadać moją historię, przedstawiłam wam mamę wzłym świetle.Cierpiąca wdowa bezmyślnie wyglądająca przez okno, sie-LRTdząca w bujanym fotelu, ubrana w szlafrok, może wydać się starą kobietą.Mama wcale nie jest stara.Jest piękna.Ma dopiero trzydzieści pięć lat, jest dużo młodsza niż mamy wszystkichmoich znajomych.Urodziła mnie, kiedy miała osiemnaście lat.Tata uwiel-biał opowiadać mi o tym, jak się poznali, chociaż za każdym razem opowieśćbyła trochę inna.Chyba podobało mu się utrzymywanie prawdziwej wersji wtajemnicy przede mną, jak coś, co należało tylko do nich dwojga.To byłobardzo fajne u taty i nie przeszkadzało mi, że nigdy nie powiedział całejprawdy.Może gdybym usłyszała rzeczywistą wersję, byłabym zawiedziona.W każdym razie w historii ich poznania zawsze pojawiał się ekskluzywnybankiet.Kiedy spojrzeli na siebie, tata wiedział, że musi mamę mieć.Kiedyto usłyszałam pierwszy raz, zaczęłam się śmiać, bo dokładnie to samo i w tensam sposób powiedział o młodej klaczy, którą zobaczył na aukcji u Goffa.Tata zamknął się wtedy, przestał się uśmiechać i rozmarzenie zniknęło z jegowzroku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]