[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po chwili zastanowienia zajrzał do pojemnika na odpadki; ptaka w środku nie było.Z nogą w gipsie nie mógł wejść na stołek, by sięgnąć wysoko pod sufit.– Jesteś tam, ptaku?Odpowiedziało mu milczenie.Znów zaczął na ślepo uderzać końcem laski w szczyt kredensu; tym razem nie miał już najmniejszych wątpliwości, że słyszy ptasi skrzek.– Zejdź do mnie! – zawołał tonem nie znoszącym sprzeciwu.– Nie, nie! – krzyknął chrapliwie ptak.– Myślałem, że jesteś martwy.I znów ze szczytu spiżarni odpowiedziało mu milczenie.– Skradłeś mi pomidor, prawda? I teraz boisz się kary.Nie bój się, wybaczam ci kradzież.Próbował przypomnieć sobie, czym żywią się żyjące na wolności nocne kruki.Ziarnem? Nie, ten ptak nie tknął pestek.Bez wątpienia jest padlinożercą.– Zarżnie – odezwał się ochryple ptak.– Złożę z ciebie ofiarę? Nie zrobię tego, obiecuję.Pismo ostrzegło mnie, że ofiara będzie daremna, a po tym, co się wydarzyło, nie powinienem ponownie składać ciebie na ołtarzu.Uwierz mi, zostałem bardzo srogo ukarany przez innego ptaka.Nie jestem tak głupi, by znowu próbować tej samej ofiary.Jedwab czekał w bezruchu, nasłuchiwał.Był już pewien, że poprzez dobiegające przez okno z ulicy Srebra trzaskania batów woźniców i turkot wozów słyszy na kredensie ciche szelesty.– Zejdź do mnie – powtórzył.Ptak nie odpowiedział.W piecu huczał ogień, przez otwór w płycie strzelały żółte płomienie.Jedwab wyjął ze zlewu patelnię, otrząsnął z wody, nalał resztkę oleju i postawił na piecu.Pomidory, jeśli rzucić je na zimny olej, nasiąkną nadmiernie tłuszczem; jeśli rzucić na zbyt gorący, nabiorą nieprzyjemnego posmaku.Oparłszy laskę o drzwiczki kredensu, zebrał twarde zielone plasterki, podkuśtykał do pieca i z nabożeństwem porozkładał je na patelni.Rozległ się głośny syk, w powietrze uniósł się obłok wonnej pary.Ze szczytu kredensu dobiegło ciche gdaknięcie.– Mogę cię w każdej chwili zabić laską, tłukąc nią w górę kredensu – zagroził ptakowi.– Jeśli się nie pokażesz, zrobię to.Na kredensie pojawił się na chwilę długi karmazynowy dziób i błyszczące czarne oko.– Ja – powiedział lakonicznie nocny kruk i znów zniknął.– Bardzo dobrze.– Wychodzące na ogród okno było już otwarte, więc Jedwab odryglował ciężki zamek drugiego, które wychodziło na ulicę Słońca.– Jest już rozjaśnienie i z każdą chwilą robi się jaśniej.Twój gatunek lubi mrok.Lepiej więc wyłaź czym prędzej.– Nie latać.– Ależ tak, leć.Nie zamierzam cię zabijać.Jesteś wolny.Jedwab doszedł w końcu do wniosku, że ptak zapewne czeka, aż on odłoży laskę.Odrzucił ją zatem w róg kuchni, sięgnął po widelec i zaczął odwracać plasterki pomidorów.Pryskały sokiem, parowały.Dodał do nich szczyptę soli.Ktoś zapukał do drzwi i patere pośpiesznie zdjął z ognia patelnię.– Chwileczkę!Zapewne ktoś umiera i przed śmiercią chce pojednać się z Pahem.Drzwi otworzyły się, zanim zdążył do nich doczłapać.Do kuchni zajrzała maytere Róża.– Wstałeś dziś bardzo wcześnie, patere.Czy coś się stało? Rozejrzała się po kuchni.Oczy miała dziwne.W jednym brakowało źrenicy i było ślepe; drugie stanowiło protezę stworzoną z kryształu i ognia.– Witaj, maytere.– Trzymał niezdarnie w rękach widelec i patelnię, gdyż nie miał gdzie ich odłożyć.– Miałem w nocy przykry wypadek.Przewróciłem się.Noga wciąż mnie boli i nie mogłem zasnąć.Pogratulował sobie w duchu – nie skłamał.– I dlatego już robisz śniadanie.Myśmy jeszcze w świątyni nie jadły.– Maytere Róża łakomie pociągnęła nosem; suche, metaliczne wciągniecie powietrza w płuca.– Marmur wciąż jeszcze krząta się w kuchni.Drobne rzeczy zabierają jej masę czasu.– Jestem pewien, że maytere Marmur bardzo się stara – odparł surowo Jedwab.Maytere Róża puściła jego słowa mimo uszu.– Daj mi patelnię.Zaniosę ją maytere Marmur.Odbierzesz po powrocie.– To zbyteczne.– Wiedział już, że jeśli natychmiast nie zje, długo jeszcze będzie głodny.Przekroił widelcem jeden plasterek.– Czy to aż tak pilne? Widzisz przecież, że ledwo chodzę.– Nazywa się Rzep i jest uczennicą maytere Marmur [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Briskin Jacqueline Tamta strona miłoœci
    Lerum May Grethe Puchar Boga Słońca 03 Cena łaski
    Heather Graham Pozzessere (Za wszelkš cenę 02) O zachodzie słońca
    Janusz Aleksandra Miasto magów 01 Dom Wschodzacego Słonca
    Chimamanda Ngozi Adichie Polowka zoltego slonca
    Roberts Nora 01 Klejnoty słońca
    Barbara Wood Córka słońca
    Hauser Melanie Lynne Wyznania Supermamy
    Neil Strauss Gra ver.2
    Trylogia Ryfterow 01 Rozgwiazda Watts Peter(1)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl