[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Harmonię.Ceramika stanowiła i nadal stanowi ważny element tej kultury.Na-czynia nie pełnią wyłącznie funkcji użytkowej.Ich wyrób jest świętą czynnością.Garncarze modlą się przed pracą i w trakcie.Jednakże na tym dzbanie wzór jestchaotyczny.Nie widać harmonii ani równowagi.Odnosi się wręcz wrażeniepewnej brutalności.Być może stanowi zapis jakichś dramatycznych wydarzeń?Faraday przypomniał sobie opowieści Johna Wheelera o kanibalizmie i rze-ziach.Przeszył go lodowaty dreszcz. Równocześnie w tym chaosie jest jakieś piękno mówiła w zadumie Eli-zabeth. Nadzwyczajne piękno.Połączyła kciuki i palce wskazujące, tworząc swego rodzaju ramkę, i wodziłanimi po rysunku, analizując odrębne elementy. Wielkie nieba! zawołała nagle. Co się stało?Faraday pochylił się, by spojrzeć na szkic.Doktor Delafield pachniała deli-katnie różami. Niech pan spojrzy na tę czworonożną istotę.To może być pies albo owca.A tutaj. Przesunęła ręce. To może być drzewo.Tu zaś znajduje się sym-bol wody.A tutaj gwiazda. Czyli to wszystko stanowi całość mruczał, po raz pierwszy dostrzegającna rysunku konkretne obrazy. Nie przypadkowa plątanina kresek, zakrętasówi kropek, tylko konkretne przedmioty!Nie pojmował, dlaczego nie dostrzegł tego, robiąc szkic.Jakim cudem wi-dział tylko chaos, a nie oddzielne całości? Dopiero teraz, gdy urocze dłonie Eli-zabeth zamykały je w ramkę, zauważał poszczególne elementy: drzewo, człowie-ka, ptaka. Trzeba je wyodrębnić, by dostrzec, że to konkretne przedmioty powie-działa. Zupełnie jakby. Jakby co?RLT Jakby znajdowało się tu ukryte przesłanie.Zagadka, którą trzeba rozwią-zać. Zagadka?Najpierw dwa rysunki Cyganki, a teraz jeszcze tajemnicza ceramika. Rozwiązania tej zagadki trzeba by szukać w kulturze Anasazi ciągnęłaElizabeth. Co dla nich oznaczały te symbole i geometryczne wzory? Niestety,za mało wiemy o pierwotnych mieszkańcach Nowego Meksyku.Pozbawionekontekstu symbole tracą sens.O, a to bardzo dziwne.Nie odrywał wzroku od jej ślicznych dłoni przesuwających się do następnegorysunku.Elizabeth Delafield miała długie zgrabne palce.I nienaganny manikiur,choć wdrapywała się na skały i grzebała w ziemi. Doktorze Faraday, te symbole się nie powtarzają.Z czymś takim się jesz-cze nie spotkałam. Może stanowią jakąś opowieść?. Dobrze, ale gdzie jest początek, a gdzie koniec? Zatrzymała na nimspojrzenie swych cudownie niebieskich oczu, a on marzył, by w nich zatonąć.Raczej mamy do czynienia z nieustannie powtarzającą się historią, bez początku ikońca. Przyjechałem tu w poszukiwaniu odpowiedzi, a znalazłem kolejne pytania powiedział w zadumie.I kolejny cud dodał w myślach, sycąc wzrok jej niezwykłą urodą.ROZDZIAA 43RLT Właściwie nie wiadomo, co tak naprawdę oznaczają rysunki Indian żło-bione w skałach.Czy piktogramy mają znaczenie symboliczne czy dosłowne.Czy są przypadkowe czy przedstawiają konkretne zdarzenie mówiła Elizabet-h, gdy weszli do wąskiego arroyo.Po obu stronach strumienia wznosiły się bazaltowe ściany pokryte dziwnymirysunkami.Faraday starał się słuchać, co mówi przewodniczka, ale ponieważszła przodem, mógł rozkoszować się widokiem jej ponętnej figur}' i białych wło-sów, niczym latarnia morska wskazujących mu drogę.Własna pożądliwość doprowadzała go do szału.Człowiek poszukujący du-chowych prawd powinien odrzucić zmysłowe rozkosze.Obwiniał demony z ka-nionu Chaco i wiedział, że jeśli tylko wesprze się na swej niezachwianej chrze-ścijańskiej wierze, pokona złe moce i słabość ciała.W pewnym momencie profesor Delafield posłała mu przez ramię uśmiech.On też się uśmiechnął dumny z siebie, pewien, że zwycięży pokusę.Wtedy jed-nak zaczęli się wspinać i jego samozaparcie osłabło.Faraday przywykł, że długie spódnice zasłaniają kobiece nogi.(Oczywiściejako lekarz widywał nagie kobiece uda i łydki, ale spoglądał na nie wyłącznieoczami lekarza, nigdy z pożądaniem.) Dlatego teraz nie mógł oderwać wzroku odnóg Elizabeth, pokonujących niezbyt strome zbocze.Silne, jędrne mięśnie udwyraznie malowały się pod tkaniną, nie pozostawiając wiele dla wyobrazni.Hi-ghtowerowi brakowało tchu.A kiedy Elizabeth zatrzymała się i spojrzała na nie-go, poważnie się zaniepokoiła. Dobrze się pan czuje? Jest pan taki czerwony.Wymamrotał coś, że nieprzywykł do wysiłku, i nalegał, by szła dalej.On ją dogoni.Usiadł na głazie iodczekał, aż Elizabeth zniknie za załomem drogi.Rozluznił kołnierzyk i wa-chlował się kapeluszem.Dlaczego właściwie został w obozie? Przecież zdobyłwszystkie informacje, których szukał. Musi pan kontynuować poszukiwania w rejonie Drzewa Jozuego po-wiedziała dzień wcześniej w namiocie. Zastanawiam się dodała po chwiliRLT czy kwadrat z błyskawicą nie symbolizuje kopalni.Na tamtym terenie byłoich kiedyś mnóstwo.Właściwie nie miał już powodu, by dłużej mieszkać w obozie.A mimo to zo-stał.Musiał przecież upewnić się, że profesor Keene wraca do zdrowia.Musiałteż dowiedzieć się jak najwięcej o Indianach od profesor Delafield i jej studen-tów.Musiał poczekać na poprawę pogody, żeby sporządzić kilka niezwykleważnych rysunków.Jednym słowem wymyśla! kolejne preteksty, byleby nie przyznać się, co araczej kto naprawdę go tutaj trzyma: Elizabeth Delafield.Na kamiennych ścianach Kanionu Motyla znajdowało się mnóstwo petrogli-fów.Faraday gorąco starał się skupić na wyrytych w głazach postaciach ludzi isymbolach, ale w wąwozie było ciasno, a Elizabeth nieustannie muskała jegoramię, zwracając mu uwagę na niezwykłe podobieństwo rysunku do owcy albogrzechotnika.Jej ciepły oddech czasem owiewał jego policzek, a kiedy wyciąga-ła rękę, by pokazać mu coś w górze i tkanina bluzki napinała się na biuście, Fara-day był bliski omdlenia.Posługując się niedawno przebytą chorobą jako pretekstem, powiedział, żewciąż nie odzyskał pełni sił, więc musi wrócić do obozowiska i odpocząć.Eliza-beth ochoczo się zgodziła.Kiedy przy obiedzie zaczęli rozmawiać o szamanach, Faraday zapomniał opożądliwości, która nie dawała mu spokoju w arroyo.Swobodnie gawędził iśmiał się z gospodynią.W pewnym momencie poczuł się w jej towarzystwie natyle dobrze, że opowiedział jej o swojej córce i o tym, jak owdowiał.Na tym po-przestał, ale ona zdawała się domyślać całej reszty.Kiedy zapytała, kto opiekuje się Morgana, nie potrafił wyznać prawdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]