[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chcesz wrócić do domu, więc wrócisz.Ale proszę cięjeszcze o kilka dni.- I te kilka dni robi ci różnicę? - zapytała, nie kryjącrozczarowania.- Ja mógłbym zapytać cię o to samo.Zagryzła zęby, walcząc z gniewem i powstrzymując łzy.Ujął jej twarz w dłonie podniósł do góry.- Dziewczyno - powiedział szorstkim głosem - skorozostaniesz ze mną tylko przez kilka dni, nie chcę się ztobą kłócić.Pozwól, żeci pokażę Kinevane.- Wstał i podszedł do okna.Odsunął na boki grube zasłony i wrócił po nią.Chociażnatychmiast zesztywniała iuchyliła się, złapał ją i podniósł do góry.Trzymając jąmocno w ramionach, zaniósł na taras.- Będzieszzdumiona, kiedy ci powiem,że to wszystko ciągle należy do mnie.A nie do Wal-Martu.Kiedy wyjrzała, zobaczyła księżyc wschodzący nadrozległym zamkiem.Blade światło odbijało się odantycznych cegieł i kładło nawspaniałych trawnikach.Do pokoju wpełzła mgła, niosąze sobą zapach soli.Pokazał na jakiś odległy punkt.- Nie możesz zobaczyć murów, które opasująposiadłość, ale wiedz, że dopóki ich nie przekroczysz,jesteś całkowicie bezpieczna.Kiedy posadził ją na balustradzie, natychmiastprzerzuciła nogi nad marmurowym parapetem.Lachlain zmarszczył brwi, widząc, co robi, ale nieskomentował jej poczynań.- Co o tym myślisz? - zapytał z miną dumnegoposiadacza.Miejsce było naprawdę urocze.Kamienny frontonzamku ozdabiały uderzająco piękne ceglane opaski,ułożone ujokół okien,wzdłuż przejść, a nawet nad kominkiem w jego sypialni.Ogrody także były nieskazitelnie utrzymane, i jeżelireszta pomieszczeń byłatak samo urządzona jak jego pokoje, to Kinevanemusiało być naprawdę luksusową rezydencją.Chociażniechętnie, musiała przyznać,że posiadłość robi oszołamiające wrażenie.- No i? - Popatrzył na nią wyczekująco.Chciał, żeby jejsię podobało.Odwróciła się i spojrzała ponad drzewami na księżyc.- Myślę tylko o tym, że do pełni zostało zaledwie kilkadni.Kiedy spojrzała na niego, zobaczyła, że z całej siłyzaciska szczęki.Poprawiła splątane, szorstkie w dotyku włosy.- Muszę się wykąpać - powiedziała, patrząc mu przezramię w poszukiwaniu drzwi do łazienki i próbującuwolnić się z jego rąk.Wkońcu postawił ją na podłodze.- Pomogę ci.Ciągle jesteś słaba.- Chcę pod prysznic.Sama! - warknęła, wbiegając dobogato urządzonej i niewiarygodnie nowoczesnejłazienki.W pośpiechuzatrzasnęła za sobą drzwi.Zdjęła koszulę, w którą ją ubrał - była to jego koszula,jak zauważyła - i zapatrzyła się na brzydki wypukły śladna klatcepiersiowej.Zachwiała się i mimowolnie jęknęła.Nigdynie zapomni wyrazu oczu tego wampira, zanim rozorałjej pierś.Przypomniałasobie, jak pożałowała, że uderzyła go głową, i jak zarazpotem pomyślała, że teraz jej się dostanie.Irzeczywiście wampir w tej samejchwili wyciągnął szponiastą łapę i ją uderzył.Po co goprowokowała?Poczekała, aż woda zrobi się porządnie ciepła, a polemweszła do kabiny prysznicowej.Na dnie brodzikapojawiła się czerwonasmuga, kiedy spłukała sztywne od zaschniętej krwiwłosy.Drżąc, nie mogła oderwać od niej wzroku.Trzywampiry.Czerwieńwirowała wokół odpływu.Dlaczego go sprowokowała?Ale w końcu kto przeżył to starcie?Powinna być martwa.Ale nie jest.Jakoś to przetrwała.Zmarszczyła brwi.Wygrała walkę z wampirami.I zesłońcem.I wytrzymała atak wilkołaka.a właściwieataki trwające odtygodnia.Wszystkie jej lęki, najgorsze zmory, zjawiałysię jedna po drugiej niczym wyciągnięte z kapelusza.Przygryzła wargę.- Emmo, pozwól, że ci pomogę.Uniosła gwałtowniegłowę.- Mógłbyś się ode mnie odczepić! Powiedziałam, żechcę być sama!Pokiwał głową.- Tak, ty zawsze mówisz swoje, a ja swoje.Tak to jużmiędzy nami jest.- Jego głos był spokojny, a to, comówił, brzmiałorozsądnie.Prywatność? Nie miała żadnej.Jej ręka wystrzeliła wkierunku butelki z szamponem - jej własnym, jużwyjętym z bagażu - iskoczyła na niego, celując butelką niczym sztyletem.Rzuciła.Ledwie zdążył się uchylić i butelka poleciałado pokoju.Odgłostłuczonego szkła zabrzmiał w jej uszach niczymmuzyka.Dlaczego go prowokowała?Ponieważ to było wspaniałe uczucie.Uniósł brwi.- Znowu się zranisz.Sięgnęła na oślep po odżywkę.- Ty najpierw.Kiedy zamachnęła się następną butelką, Lachlainszybko skinął głową.- No dobrze.- Zamykając za sobą drzwi, pomyślał, żechyba musi zacząć się przyzwyczajać, że od tej chwilinawet w swoimwłasnym domu nie będzie mógł sobie pozwalać napewne samolubne zachowania.Bezcenne lustro, które Emma stłukła, przetrwało w Ki-nevane wiele stuleci; być może w ogóle byłonajstarszym tego typu meblem.Wzruszył ramionami.Przynajmniej odzyskuje siły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]