[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy-wiozła Robowi doniczkę z rozmarynem, którą ustawiła na schodachdo kuchni.- Doskonale się nadaje do pieczonego kurczaka albo jagnięciny- powiedziała.- W Thurles jest dzisiaj dobry mecz - oznajmił Pat, nalewającsobie czerwonego wina.- Galway powinno dostać się do ćwierć-finałów.- Tony Fahey był rewelacyjny - zgodził się Rob.Obaj wdali sięw szczegółowe omawianie meczu.Anna zauważyła, że ojca z synem łączą przyjacielskie stosunkii podobne poglądy na życie.Dee, która pracowała na pół etatu jakopielęgniarka, była drobna i pulchna, z kpiącymi ciemnymi oczymai wielkim poczuciem humoru.Jej mąż Lukę siedział z ich dwomasynkami w ogrodzie.Anna wyniosła na zewnątrz trzy wielkie misysurówki.Wzięła kieliszek wina i dołączyła do towarzystwa.Dee piławodę mineralną, bo w grudniu spodziewała się dziecka.SR- Chłopców trudno ujarzmić, nie wiem, jak sobie poradzę, gdyurodzi się następny - zażartowała.Siedmioletni Tim i jego młodszybrat Ferdia siłowali się na trawie.- Hej, wy tam, zachowujcie się! - upomniała ich babcia, sado-wiąc się na leżaku.Z drogi dobiegł odgłos hamującego samochodu.Anna pobiegłana powitanie mamy, sióstr i Angusa.Zaprowadziła całą grupę doogrodu i przedstawiła gościom.- Ojej! - mruknęła z podziwem Grace na widok domu z wyso-kimi oknami i wspaniałym widokiem na morze.Kiedy wszyscy mieli drinki, Rob z dumą oprowadził no-wo przybyłych po swojej siedzibie.Anna zrobiła sos do suróweki zajrzała do piecyka, gdzie piekły się ziemniaki w oliwie i zio-łach.Angus był pod wielkim wrażeniem i Rob musiał mu dokładnieopowiedzieć, jak wiejską szkołę zmienił w taki piękny dom.- Rewelacyjna robota! - chwaliła Grace.- Dom jest widowi-skowy, a od Anny słyszałam, że adaptujesz też starą latarnię morskąCorry'ego.- To zupełnie inny projekt, ale wolę odnawiać, niż burzyć, toniesamowita przyjemność.Sheila i Maggie, dwie matki, polubiły się od pierwszego wejrze-nia; z przejęciem plotkowały o sąsiadach i biednej Angeli Reynolds,która mieszkała sama z małym terrierem yorkshire, a choć chorowa-ła, nie chciała się przenieść do domu opieki.Na początku Evie trzymała się dorosłych, ale gdy tylko zaczę-ła rozmawiać z chłopcami, zapomniała o nieśmiałości i nie minęłowiele czasu, a biegała jak szalona za piłką, którą Ferdia znalazł podkrzakiem.Pies z ujadaniem gonił między nimi.- Evie świetnie się bawi! - ucieszyła się Sara.Rob rozpalił grill i powietrze wypełnił aromat pieczonej woło-winy, piersi kurczaka i kiełbaski.Kiedy mięsa były gotowe, Rob na-łożył je na talerze.Anna przyniosła miskę z parującymi ziemnia-kami.SR- Gratulacje dla szefa kuchni! - powiedział wesoło Lukę, z ape-tytem zabierając się do jedzenia.Anna usiadła obok Grace; widziała, że siostrze nie dopisywałhumor jak pozostałym.- Dom jest wspaniały.On też.- Grace dyskretnie wskazałaRoba.Anna przewróciła oczami.- Mówię poważnie.- Spojrzała siostrze prosto w oczy.- Robjest dla ciebie idealny!- Wiem - przyznała Anna.Popatrzyła na drugi koniec stołu,gdzie Rob siedział między Angusem a swoją matką i bawił ich zwa-riowanymi wędkarskimi opowieściami.- Czasami po prostu nie mo-gę w to uwierzyć, tak bardzo się różnimy, ale jakimś cudem pasuje-my do siebie.- Szczęściara.- Grace uśmiechnęła się zazdrośnie.- A ty? - zapytała Anna.- Mark się odzywał?- Jeszcze nie wrócił, ale w zeszłym tygodniu przysłał esemes,że o mnie myśli.%7ładnych telefonów, e-maili, tylko głupi trzywyra-zowy esemes!- Ale przynajmniej pozostaje w kontakcie - pocieszyła ją Annai napiła się wina.Powiodła wzrokiem wokół siebie: goście dobrzesię bawili.Obawiała się zaproszenia obu rodzin jednocześnie i gdy-by Rob nie nalegał, nigdy by się nie zgodziła.Teraz cieszyła się, żego posłuchała.Siedząc w pogodny letni dzień przy stole z ludzmi,których oboje z Robem kochali, i patrząc na Adantyk, czuła się speł-niona.Po wyjściu gości Anna i Rob pozmywali naczynia.Pózniej, gdyzaspokoili namiętność, leżeli przytuleni i patrzeli na poświatę księ-życową, która migotała na wodzie.- Chcę, żebyś została - powiedział.- Przecież zostałam.- Ze śmiechem szturchnęła go kolanemw biodro.SR- Nie, chodzi mi o to, żebyś została na zawsze, a nie bywała tyl-ko w weekendy i wakacje.%7łebyś wprowadziła się tutaj, zamieszkałaze mną i.psem.- Usiadł, obserwując jej reakcję.Widziała jego gęste ciemne rzęsy, przy których oczy wydawałysię większe, blizny po trądziku z czasów młodości, drobne piegi nakarku.W gruncie rzeczy absolutnie nic ich nie łączyło.Rob był bu-dowlańcem, szkołę rzucił w wieku szesnastu lat, ona pracowa-ła na uniwersytecie i była szanowaną znawczynią literatury anglo-irlandzkiej; on nie znosił poezji i ckliwych książek, ona żyła ję-zykiem, on pochodził ze wsi, ona z miasta.A mimo to wiedzia-ła, że nie potrafi żyć bez niego, że każda rozłąka ją zabija.Wcześ-niej nienawidziła prawdziwego świata, pragnęła jedynie takiej mi-łości, o jakiej opowiada literatura.Teraz zależało jej wyłącznie natym serdecznym, kochającym, zwyczajnym mężczyznie.Zanimspotkała Roba, chciała odgrodzić się od rzeczywistości, cieszyćsię ciszą i samotnością, ale on jak rycerz w lśniącej zbroi urato-wał ją z wysokiej wieży, którą sama zbudowała.I każdy dzień za-czynał się od kawy, śmiechu, rozmów o przyszłości bliższej i dal-szej.- Dobrze - odparła łagodnie.Pragnęła tego tak bardzo jakon.Zmarnowała dość czasu.Nie miała jednak pojęcia, jak wszyst-ko poukładają.Co z karierą, pracą, kwesdami finansowymi, domemw Dublinie? Wszystko to było na razie szalenie mgliste, ale w zasa-dzie nie miało większego znaczenia.Najważniejsze, że zamierzałazamieszkać z Robem i spędzić z nim życie.Pocałowała go i objęłamocno za szyję.Oboje bez pośpiechu udowadniali sobie, jak bardzosię kochają.SRRozdział 53Maggie wstrzymała oddech, gdy wjechała na podjazd i zobaczyłaAnuę, niski budynek z drewna, szkła i kamienia, usadowiony nadspokojnymi wodami jeziora Kilcara.Czapla leniwie rozpostarłaskrzydła i wzbiła się w powietrze.Pięknie położony luksusowy ośrodek spa w Wicklow zasługujena wszystkie pochwały, którymi go obdarzano, pomyślała, jadąc za-drzewioną aleją na dyskretnie osłonięty parking.Przeklinała los za to, że Kitty zachorowała na anginę i nie mogłaz nią tu przyjechać.Gdy w ciągu dnia rozmawiały, siostra ledwo wy-dobywała z siebie głos.Pózniej Harry, zaniepokojony wysoką tem-peraturą, wezwał lekarza.Kitty dostała końską dawkę antybiotykui musiała leżeć w łóżku.Biedactwo! Na pewno stres i wysiłek zwią-zany ze ślubem Orli zbierają swoje żniwo.Maggie nie wiedziała, co zrobić z rezerwacją.Początkowo chcia-ła odwołać pobyt, ale okazało się, że rezygnacja tuż przed przyjaz-dem oznacza stratę prawie całej wpłaconej sumy.Telefony do córeki przyjaciółek nic nie dały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]