[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Muzyka ta rozpływała się w błękitnym, zastygłymzmierzchu. A ja nigdy właściwie z niego nie wyjeżdżałem  odparł, spojrzawszy na nią.Byłamniej więcej w jego wieku, miała jaskrawą i nieporządną sukienkę, szła wyprostowana,ze spokojną twarzą. Jaki numer?  zapytał, bo dotarli na ulicę Geyle, a Cyganka od-powiedziała: Trzydzieści trzy.To był numer jego domu.Szli obok siebie w świetle lamp ulicznych, on i ta delikatnaobca wędrowczyni, nie znający się nawzajem, idący razem do domu.Wyjmując klucz, powiedział: Mieszkam w tym budynku  choć naprawdę niewiele to wyjaśniało. Lepiej zadzwonię  stwierdziła. Mieszka tu moja znajoma, nie spodziewa sięmnie. i poszukała jej nazwiska na skrzynkach pocztowych.Nie mógł więc jej wpu-ścić.Odwrócił się jednak od otwartych drzwi i zapytał: Przepraszam, skąd pani pochodzi?Spojrzała na niego z lekkim uśmiechem zaskoczenia i odparła: Z Sorg.Jego matka była w kuchni.Pelargonia płonęła czerwienią na oknie, astry już zaczy-nały więdnąć.Na krawędzi, na krawędzi.Siedział w fotelu z zamkniętymi oczyma, na-słuchując kroków nad głową lub za ścianą, lekkich kroków, które przybyły do niego niez obcych równin z Cyganami, lecz po znajomej drodze o zmierzchu, po drodze z Sorgprowadzącej do tego miasta, domu, pokoju.Oczywiście droga prowadziła tak na za-chód, jak na wschód, tyle że nigdy o tym nie myślał.Przyszedł tak cicho, że matka go nieusłyszała i zobaczywszy go w fotelu, podskoczyła i zawołała niemal z paniką w głosie: Dlaczego nic nie powiedziałeś, Malerze!Następnie zapaliła lampy i pogłaskała więdnące astry, trajkocząc przez cały czas.52 Nazajutrz spotkał Provina.Nie odezwał się jeszcze do niego ani słowem, nie powie-dział nawet dzień dobry, chociaż pracowali obok siebie w biurze (Projekty i Planowa-nie, Krasnoyskie Biuro Urzędu Stanu Architektury Cywilnej) przy tych samych planach(Domy Komunalne, Projekt Trasfiuve nr 2).Kiedy o piątej wyszedł z budynku, młodzie-niec poszedł za nim. Chciałbym z panem porozmawiać, panie Eray. O czym? O czymkolwiek  rzekł swobodnie młody człowiek, świadom swego uroku,a jednak śmiertelnie poważny.Był przystojny i szarmancki.Pokonany, wykurzony zeswej kryjówki milczenia, Maler w końcu powiedział: Przykro mi, Provinie.To nie twoja wina.To przez Ihrenthala, który pracowałna twoim stanowisku.To nie ma nic wspólnego z tobą.To nierozsądne.Przepraszam. Odwrócił się.Provin powiedział żarliwie: Nie może pan tak marnować się w nienawiści!Maler zatrzymał się. Dobrze.Potem będę mówił panu dzień dobry.W porządku.Co za różnica? Jakieto ma dla pana znaczenie? Jakie ma znaczenie, czy ktokolwiek z nas rozmawia, czy nie?Co tu można powiedzieć? To ma znaczenie.Teraz nic już nam nie zostało oprócz nas samych.Stali na ulicy naprzeciw siebie w delikatnym, jesiennym deszczu.Z obu stron mijaliich ludzie i po chwili Maler powiedział: Nie, nie zostało nam nawet to, Provinie  i ruszył ulicą Palazay do swojego przy-stanku tramwajowego.A po długiej jezdzie przez centrum, po przejechaniu StaregoMostu i Trasfiuve i po przejściu pieszo w deszczu do ulicy Geyle, spotkał w drzwiachswego domu tę kobietę z Sorg.Zapytała go: Czy może mnie pan wpuścić?Skinął głową i otworzył drzwi. Moja znajoma zapomniała dać mi klucz, a musiała wyjść.Chodziłam po okolicy,pomyślałam sobie, że może będzie pan wracał do domu o tej samej porze, co wczoraj. Była gotowa roześmiać się razem z nim ze swojego braku przezorności, lecz on niepotrafił się śmiać ani jej odpowiedzieć.yle zrobił, odtrącając Provina, bardzo zle.Po-szedł na współpracę z wrogiem.Teraz musi zapłacić cenę swego milczenia, to znaczydalej milczeć, milczeć, kiedy chciałby coś powiedzieć: oto knebel.Wszedł po schodachw milczeniu za kobietą.Pochodziła z jego domu, z miasta, w którym nigdy nie był. Do widzenia  powiedziała na podeście schodów.Już się nie uśmiechała, a spo-kojną twarz odwróciła od niego. Do widzenia  odrzekł.53 Siedział w fotelu i odchylił głowę w tył; matka była w drugim pokoju.Ogarnęła gofala znużenia.Był zbyt zmęczony, by wędrować drogą.W głowie wirowały mu i prze-sypywały się błahostki z całego dnia, z ulicy, z biura; niemal zasnął.Wtedy przez chwi-lę widział drogę i po raz pierwszy zobaczył idących nią ludzi  innych ludzi.Nie siebiesamego, nie Ihrenthala, który nie żył, nie kogoś znajomego, lecz samych obcych, kilkaosób o spokojnych twarzach.Szli na zachód, w jego kierunku, i mijali go.Stanął w miej-scu.Patrzyli na niego, lecz nic nie mówili.Jego matka odezwała się ostro: Malerze!Nie poruszył się, ale ona nie chciała go minąć. Jesteś chory, Malerze?Nie wierzyła w choroby, chociaż jego ojciec zmarł przed kilku laty na raka; uważa-ła, że przyczyna leżała w jego umyśle.Sama nigdy nie chorowała, miała dwa poronie-nia, a poród był bezbolesny, nawet radosny.Nie istnieje ból, a jedynie strach przed nim,który można odrzucić.Wiedziała jednak, że Maler, podobnie jak jego ojciec, nie wyzbyłsię strachu. Kochanie  mruknęła  nie możesz się tak przemęczać. Nic mi nie jest. Dobrze, dobrze, wszystko jest w porządku. Chodzi o Ihrenthala?Wypowiedziała to imię, wspomniała o zmarłym, uznała śmierć, wpuściła ją do po-koju.Patrzył na nią w oszołomieniu, przepełniony wdzięcznością.Przywróciła mu mocmowy. Tak  wyjąkał  tak, o niego.Nie daję sobie rady. Nie możesz się tak tym zadręczać, kochanie. Pogłaskała go po ręce.Siedziałnieruchomo, łaknąc pociechy. To nie była twoja wina  rzekła, a do jej głosu wróci-ła nuta miękkiej radości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    eBooks.PL.Prawda O Kielcach 1946 R Jerzy Robert Nowak. Historia.Żydzi.Polityka.Polska.Rzeczpospolita.Państwo.Ojczyzna.Patriotyzm.Honor.NKWD.Prowokacja.Kielce.Spisek.Biznes.Sex.Książka.Książki
    Alexandra.Ivy. .Straznicy.Wiecznosci.Tom.7. .Zachlanna.ciemnosc.(P2PNet.pl)
    Carole.Nelson.Douglas. .Dzien.dobry,Irene.(P2PNet.pl)
    Matthew.Woodring.Stover. .Prawo.Caine'a.(P2PNet.pl)
    Stanislaw Lem Wysoki zamek (www dodane pl)
    MARJA ŒLEŻAŃSKA KUCHARZ POLSKI [PL] [pdf]
    stefan, eromski przedwiosnie www.przeklej.pl
    Laimo Michael Glebia ciemnosci[PL][ ](2)
    Nance John Ostatni zakladnik[PL][ ](1)
    Jones Diana Wynne Ruchomy zam Ruchomy Zamek Hauru