[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wraz z Godfreyem przylgnęli do okna niczym niecierpliwe dzieci, on kolanami wspodniach, a ona fałdami sukni wciskając się w pikowaną aksamitną tapicerkę na ścianieprzedziału.Ja też obserwowałam zbliżający się cel naszej podróży.Monako i Monte Carlo wpełni zasługiwały na wzniosłe skojarzenia: przylądek podparty gładkimi ścianami klifówdominował nad połyskującą kobaltową wodą omywającą jego skalne korzenie.Wyglądał jakgóra o szczycie pokrytym śniegiem.Od blasku silnego słońca, które tańczyło na kopułach iwieżach z białego marmuru, oczy zaszły mi łzami. Przypomina tort weselny zauważyła Irene. Wielki, polukrowany weselnytort.Gdy się zbliżyliśmy, dostrzegliśmy, że białe budynki omiatane są przez postrzępionewachlarze zielonych palm, poruszane delikatnym, ciepłym wietrzykiem. Na pewno nic nieprzyjemnego nie może się wydarzyć w takim miejscu odważyłam się powiedzieć. Wprost przeciwnie ostro wtrącił Godfrey. Charles Montpensier powiesił się,patrząc na te urocze palmy i połyskujące morze. Tak, nie zapominajmy, po co tu przyjechaliśmy. Irene odchyliła się na oparcie,żeby dobyć z torebeczki szczupłą kolekcję kart pocztowych.Podała mi jedną z nich.Widniał na niej barokowy budynek w otoczeniu zadbanych ogrodów.W prawymgórnym rogu wisiał mężczyzna w cylindrze i z kwiatem w butonierce.W dolnym lewymodziany w bryczesy lokaj niósł ogromne nożyce, żeby odciąć nieszczęsnego samobójcę. To groteskowe, Irene! I jakie bezduszne wobec cierpień przegranych. Może po prostu realistyczne, Nell.Tak jak kasyna i szefowie tych eleganckichprzybytków hazardu.Nie wolno wwozić do Monte Carlo broni palnej ani trucizn, ale teobostrzenia nie zapobiegają samobójstwom ani też nie powodują, że w księstwie nie mażadnych zabójczych narzędzi.Podobno w latach siedemdziesiątych znajdowano jednegosamobójcę dziennie i szybciutko pozbywano się ciała.A jednak to wcale nie zniechęca ludziposzukujących rozrywki.Godfrey przejrzał wachlarz pocztówek, po czym wyjął jedną jak asa z talii kart. A na tej jesteśmy pokazani my w drodze do tego raju, w którym królują słońce,morze i piękna pogoda.Irene i ja to przystojna para na pierwszym planie, ale sądzę, że gdybydama wchodząca po schodkach do wagonu się odwróciła, miałaby rysy Nell.Spojrzałam podejrzliwie na opisaną scenę.Pocztówka ukazywała Train des Moutonswyruszający do Monako. Pasażerami" szykującymi się do wsiadania były odziane zgodnie znajnowszą modą owce w eleganckich kapeluszach. Nie przyjechaliśmy tutaj, żeby dać się ogolić oświadczyła zdecydowanie Irene. Jesteśmy wilkami, nie owcami.Szukamy zaginionej dziewczyny i przyczyny powstaniatajemniczych tatuaży.A może też zbiegłego węża.Biedny pan Singh okazał taką cierpliwość.Zastanawiam się, co znaczy ten Kwartet".Gdy czekałam na dogodną chwilę, aby wejść doprzedziału, słyszałam, jak Sweter użył tego słowa. Zespół kameralny wyjaśniłam ochoczo. Nie w ustach tych dwóch marynarzy, którzy napadli na nas w pociągu. Marynarzy?Godfrey pokiwał głową. Wilki morskie ze starej szkoły.Ci dwaj nie przybyli tu tylko po to, żeby nasśledzić, choć to założenie mogłoby nam pochlebiać.To ich teren, nad tym wielkimśródlądowym morzem.Irene uśmiechnęła się. Dlatego listy do stryja Louise przychodziły z różnych zakątków świata, ale jakzapewne zauważyliście, zawsze z miast portowych. Nie, Irene, ja tego nie zauważyłam.Nie interesują mnie miasta portowe.animarynarze. Drugą część wypowiedzi skierowałam do Godfreya, który pokręcił głową zudawanym smutkiem. A może zainteresuje cię przyszła amerykańska księżna? zasugerowała Irene. Nieszczególnie.Nie zaimponowała mi nawet przyszła amerykańska królowaBohemii odparłam zgryzliwie. Obawiam się więc, że nie będziesz miała co robić w Monte Carlo podsumowałaIrene ponieważ nasza działalność dotyczy księżnych, wilków morskich i, jakprzypuszczam, wosku do pieczętowania, jeśli nie kapusty i królów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]