[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Niechże pan wchodzi!Wepchnęła go do środka, a sama została przed drzwiami,zamykając je za sobą.Trzymała mocno Sorbonę za obrożę.Po chwili usłyszała kroki, które zawsze następowały popojawieniu się psa, kroki policjanta Franciszka Desgreza.Angelika wysunęła się do przodu. Czy nie szuka pan swego psa, panie Desgrez?Zatrzymał się, po czym wszedł pod dach.Nie widział jejtwarzy. Nie odpowiedział spokojnie.-- Szukam pamfle-cisty. Sorbona biegł tędy.Proszę sobie wyobrazić, że kiedyśpoznałam pańskiego psa.Zawołałam go i pozwoliłam sobiego zatrzymać. Bez wątpienia był tym uszczęśliwiony.Oddychała paniświeżym powietrzem na progu w tę uroczą noc? Zamykałam drzwi.Ale mówimy w ciemności, policjancie Desgrez, i jestem pewna, że nie domyślała się pan,kim jestem.266 Ja się nie domyślam, pani.Ja wiem.Od dawna wiem,kto mieszka w tym domu, a ponieważ znam wszystkietawerny w Paryżu, widziałem panią w gospodzie PodCzerwoną Maską".Każe się pani nazywać pani Morensi ma pani dwoje dzieci, z których starsze ma na imię Flo-rimond. Niczego nie można przed panem ukryć.Ale skorowie pan, kim jestem, dlaczego tylko przez przypadek rozmawiamy? Nie byłem pewien, czy moja wizyta sprawi pani przyjemność.Ostatnim razem, kiedy się widzieliśmy, nie najlepiejsię rozstaliśmy.Angelika przypomniała sobie noc polowania w dzielnicyFaubourg Saint-Germain.Wydało jej się, że nie ma kropliśliny w ustach.Spytała matowym głosem: Co chciał pan przez to powiedzieć? Padał śnieg, tak jak tej nocy, a w potajemnym przejściu Templariuszy było tak samo ciemno jak pod tymdachem.Angelika udała westchnienie ulgi.- Nie byliśmy w złych stosunkach.Zostaliśmy pokonani, to nie to samo, mistrzu Desgrez. Nie należy nazywać mnie mistrzem, pani, bo sprzedałem moje stanowisko adwokata, w dodatku skreślono mniez uniwersytetu.Sprzedałem je jednak dość dobrze i mogłemza to kupić stanowisko kapitana-oficera policji, dzięki czemu oddałem się bardziej popłatnemu i nie mniej pożytecznemu zajęciu: ściganiu w tym mieście złoczyńców i ludzi złejwoli.W ten sposób z wysokości słowa spadłem na dno ciszy. Nadal dobrze pan mówi, mistrzu Desgrez. Czasami.Wtedy odkrywam zamiłowanie do niektórych oratoryjnych okresów.Z pewnością dlatego, że jestemszczególnie zajęty losem tych niepowściągliwych ludzi pióra:poetów, dziennikarzy, wszelkiego rodzaju pisarzyn.Tegowieczoru ścigam zjadliwego osobnika, zwanego Klaudiuszem Małym, którego nazywa się też Zabłoconym Poetą.To indywiduum winno niewątpliwie panią pobłogosławićza pani interwencję.267 A dlaczego? Dlatego, że zatrzymała nas pani na dobrej drodze,a on dalej biegł. Proszę mi wybaczyć, że pana zatrzymałam.- Osobiście jestem tym uszczęśliwiony, chciaż ten małysalon, w którym pani przyjmuje, jest trochę za mało komfortowy. Proszę mi wybaczyć.Musi pan tu jeszcze wrócić,Desgrez. Wrócę, pani!Pochylił się nad psem, by mu założyć smycz.Płatki śniegustawały się coraz większe.Policjant podniósł kołnierz swojego płaszcza, zrobił krok i zatrzymał się. Coś mi się przypomniało powiedział jeszcze. TenZabłocony Poeta napisał bardzo okrutne oszczerstwa w trakcie procesu pani męża.Proszę posłuchać:A piękna pani de PeyracUsilnie blaga, byBastylii nie otwarto drzwi,By został tam nieborak. Litości, niech pan przestanie! krzyknęła Angelika,zasłaniając uszy rękoma.- - Niech pan o tym nie mówi.Nic już nie pamiętam i nie chcę o tym myśleć. Przeszłość więc umarła dla pani? Tak, przeszłość umarła! Lepiej nie mogła zrobić.Nie będę już o tym mówił.Do widzenia, pani.i dobrej nocy!Angelika, szczękając zębami, zamknęła drzwi.Przemarzła do szpiku kości, stojąc na chłodzie w samym tylkoszlafroku.Do zimna dołączyły się także emocje wywołanespotkaniem z Desgrezem i rewelacjami, jakie od niegousłyszała.Weszła do swego pokoju i zamknęła drzwi.Mężczyznao jasnych włosach siedział przy kominku, obejmując rękamiswoje chude kolana.Przypominał świerszcza.268Angelika oparła się o drzwi.Spytała bezbarwnym głosem: Czy to pan jest Zabłoconym Poetą?Uśmiechnął się.- Zabłoconym? Z pewnością.Poetą? Być może. To pan napisał te
[ Pobierz całość w formacie PDF ]