[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A przy okazji, jak tam ochraniacze na buty?- Są świetne.Znieg nie włazi mi do butów, no i mam teraz lepsząprzyczepność.- Położył dłoń na jej karku i przyciągnął do siebie, bydać jej szybkiego buziaka, który trochę się przeciągnął.Potem oderwałwargi od jej ust i delikatnie oparł swoje czoło o jej.- Chodz, dokończ-my robotę, żebyśmy mogli pójść do łóżka.Rozdział 26Bailey martwiła się, że kiedy Cam powiedział o pójściu do łóżka,miał na myśli coś więcej niż tylko spanie, ale on, oprócz tego, że byłlepszym strategiem, niż sądziła, zdawał sobie sprawę ze swojej kon-dycji fizycznej.Zjedli po połówce snickersa, napili się wody, umylizęby i ułożyli w szałasie.Nikłe światło padające od ogniska przeni-kało przez ściany z gałęzi i po raz pierwszy nie leżeli w kompletnychciemnościach.Co prawda, do środka nie mogło napłynąć od ogniskaza wiele ciepła, ale albo ta ilość była wystarczająca, by odczuli różni-cę, albo po prostu sam fakt posiadania ognia dawał im poczucie więk-szego komfortu.Jednak nie było na tyle ciepło, żeby mogli zrezygnować z ogrze-wania się nawzajem.Nawet jeśli układając się w jego ramio-nach, była boleśnie świadoma, że za każdym razem, kiedy to robił,pogłębia swoje przywiązanie do niego.Ale nie mogła nic z tym zrobić;nie mogła zawrócić z drogi, nie mogła uniknąć upadku z emocjonalne-go urwiska, które majaczyło na horyzoncie.Choć wiedziała, że ta po-dróż skończy się katastrofą, jedyne, co mogła, to się nią cieszyć.Choć mieli teraz lepsze warunki do snu, chyba nie było jej danewyspać się tej nocy.Drzemała, ale budziła się za każdym razem, kiedywychodził z szałasu, żeby dołożyć do ognia.Raz przebudzenie byłobardzo gwałtowne; Cam potrząsał nią, mówiąc:154RS - Bailey.Bailey.Obudz się.Wszystko w porządku, skarbie.Obudz się.- Co? - zapytała oszołomiona, podnosząc się na łokciu i wpatru-jąc się w niego w słabym świetle.- Coś się stało?- Ty mi powiedz.Płakałaś.- Tak? - Przejechała dłonią po mokrych policzkach, mruknęła cholera i z powrotem opadła na posłanie.- Nic się nie stało - wy-mamrotała, skrępowana.- Czasami mi się to zdarza.- Płaczesz przez sen? Coś ci się śni?- Z tego co wiem, to nie.- Wzruszyła nonszalancko ramieniem.- Poprostu tak się zdarza i już.- Wiedziała, że to głupie.Nie cierpiała płakać,a kiedy jeszcze nie było ku temu żadnego powodu, tym bardziej ją to złoś-ciło.Wychodziła na słabą czego nie mogła znieść.Odwróciła się od niego,głowę ułożyła na swojej podwiniętej ręce.- Zpij, wszystko w porządku.Jego ciepła dłoń zsunęła się z jej biodra i umościła na jej brzuchu.- Od jak dawna ci się to zdarza?Chciała mu powiedzieć, że ma tak przez całe życie, bo wtedy byuznał, że to nic niezwykłego i zapomniał o temacie, ale prawda samawypłynęła z jej ust.- Od jakiegoś roku.- Od śmierci twojego męża.Dłoń na jej brzuchu nagle znieruchomiała.Westchnęła.- To zaczęło się jakiś miesiąc po jego śmierci.- Czyli go kochałaś.Jego głos się zmienił; między innymi wyłapała lekką nutę niedo-wierzania i nagle uznała, że nie zniesie dłużej domysłów i błędnychzałożeń dotyczących jej życia.- Nie.Szanowałam Jima.Lubiłam go.Ale nie kochałam Jima, takjak i on nie kochał mnie.To była umowa, czysty układ biznesowy.I to byłjego pomysł, nie mój.- Jeśli zabrzmiało to jakby się broniła, nocóż, poniekąd się broniła; miała dość tego wszystkiego.Jednocześnie,w końcu z kimś o tym rozmawiając, czuła ulgę.Poza nią, tylko GrantSiebold wiedział, jaka była prawda, ale od śmierci Jima rzadko sięz nim widywała.- Na czym dokładnie polegała ta umowa?155RS Tym razem nie mogła nic wyczytać z jego z tonu, ale trudno.Jeślima myśleć o niej zle z powodu tego, że przystała na plan Jima i ciąg-nęła z tego profity, lepiej, żeby wyjaśnili sobie wszystko teraz.- Jim.miał w sobie coś z makiawelisty.Znał się na ludziach,miał talent do podejmowania dobrych decyzji, i chyba to sprawiło, żewyrobił w sobie nawyk manipulowania innymi.Nie zrozum mnie zle,nie był pozbawiony skrupułów.Miał swój kodeks moralny, którego siętrzymał.- Zawsze go lubiłem.Był bezpośrednim, życzliwym facetem.-Ciągle ten nic niemówiący ton.- Bardzo lubiłam dla niego pracować.Nie zdradzał Leny, nie po-strzegał swoich pracownic jako obiektów seksualnych, więc nie mu-siałam mieć się przed nim na baczności.Był życzliwy, przyjacielski,radził, jak inwestować; czasem korzystałam z tych rad, czasem nie.Mówił, że jestem zbyt ostrożna.Odpowiadałam, że wolę nie ryzyko-wać z moją emeryturą.Zmiał się ze mnie, ale niektóre z moich decyzjiinwestycyjnych wzbudzały jego zainteresowanie.- Wzięła głęboki od-dech.- A potem Lena umarła.- A on poczuł się samotny.- Zupełnie nie o to chodziło - powiedziała rozdrażniona.- Jimi Lena spisali swoje testamenty wiele lat temu, kiedy Seth i Tamzinbyli jeszcze mali.Jak większość par, uczynili siebie nawzajem wyłącz-nymi beneficjentami, zostawiając pozostałemu przy życiu małżonkowidecyzję, jak rozdysponować majątek między dzieci.Choć Jim pomna-żał swój majątek, o testamencie jakoś zapomniał i nigdy go nie zaktu-alizował.Kiedy Lena zmarła, uświadomił sobie, że musi go w końcuuaktualnić, ale kiedy patrzył na swoje dzieci, nie podobało mu się to,co widzi.- Nie jemu jednemu - wtrącił ironicznie Cam.- I nadal się niepodoba.- Całkowicie się z tobą zgadzam.- Zwłaszcza że młody Wingatebył jedyną osobą na ich liście podejrzanych.- W każdym razie był wtrakcie ustanawiania dla nich funduszy powierniczych, kiedy dowie-dział się, że ma zaawansowanego raka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Bracia Creed 01 Teraz będzie inaczej Miller Linda Lael
    Diablica na balu debiutantek (popr) Lee Francis Linda
    W pajeczynie klamstw Miller Linda Lealin
    Singleton Linda Joy Wymarzony rejs
    Davies Linda Diamentowa gra(1)
    Linda Holeman Ptaszyna
    dr.+dariusz+ratajczak+ +tematy+niebezpieczne
    Enoch Suzanne Niebezpieczny pocalunek
    G.G.martin D.Gardner Niebezpieczne kobiety
    Lucy Maud M ntgomery Błękitny zamek
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.xlx.pl