[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mo\e facet ma jakiś klipsdo pieniędzy albo coś, co mógłbyś sobie wziąć.W ka\dym razie ja biorępieprzonego roleksa.- Nikt nie nosi klipsów do pieniędzy - warknął Ricky.- Nawet nie chcępieprzonego klipsa do pieniędzy.352- Posłuchaj, Limę Ricky - mruknął T.G.- Zegarek jest mój.Słuchajuwa\nie.- Chryste, jesteście jak dzieci - przerwał Schaeffer, popijając piwo.-Facet spotka się z nami po drugiej stronie ulicy w Pier Forty Six o ósmejwieczorem.Wszyscy trzej robili tego rodzaju przekręty od lat, jednak wcią\ niemieli do siebie nawzajem zaufania.Umowa była taka, \e po odbiór zapłatyszli zawsze razem.Schaeffer dopił piwo.- Do zobaczenia na miejscu.Kiedy wyszedł, mę\czyzni przez kilka minut przyglądali się grze, a T.G.zmuszał ludzi do zakładów, mimo i\ trwała ju\ czwarta kwarta i nie byłoszans, by Chicago mogli się odkuć.W końcu Ricky oznajmił:- Wychodzę na chwilę.- Co to, zostałem twoją pieprzoną niańką? Chcesz iść, to idz - warknąłTG., choć było jasne, \e uwa\a Ricky'ego za idiotę, który wychodzi z baruna osiem minut przed końcem meczu.- Hej, Ricky, mój rolex! Jest złoty? -ryknął, kiedy Ricky zbli\ał się do drzwi.Co za kutas.W młodości Bob Schaeffer patrolował niejeden rewir.Prowadził śledz-twa w sprawie setek cię\kich przestępstw i ścigał po Manhattanie i Brook-lynie tysiące szumowin.Dzięki temu doskonale wiedział, jak przetrwać naulicy.Teraz wyczuwał zagro\enie.Zamierzał zdobyć trochę koki od dzieciaka, który pracował przy stoiskuz gazetami na skrzy\owaniu Dziewiątej i Pięćdziesiątej Piątej, kiedy dotarłodo niego, \e od pięciu, sześciu minut słyszy za plecami te same kroki.Dziwaczne szuranie.Nie było wątpliwości, ktoś siedział mu na ogonie.Schaeffer przystanął w drzwiach, by zapalić papierosa, i w sklepowejwitrynie spoglądał na kolejnych przechodniów.No i proszę, mniej więcejtrzydzieści stóp dalej zauwa\ył faceta w tanim szarym garniturze irękawiczkach.Mę\czyzna zatrzymał się na moment, udając, \e oglądajedną z wystaw.Schaeffer nie znał kolesia.Przez lata narobił sobie wielu wrogów.Fakt,\e był gliniarzem, dawał mu pewną ochronę - strzelanie do funkcjonariuszy,nawet tych skorumpowanych, to wcią\ ryzykowny biznes -ale w okolicy a\roiło się od rozmaitych czubków.Ruszył więc dalej.Powłóczący nogami typek niebawem zrobił to samo.Przelotne spojrzenie w lusterko zaparkowanego przy ulicy samo-353chodu powiedziało Schaefferowi, \e facet zaczyna się zbli\ać, mimo i\ ręcewcią\ trzymał wzdłu\ ciała; znak, \e nie miał zamiaru sięgać po broń.Schaeffer wyjął komórkę i zwolniwszy kroku, tak by nie budzić niczyichpodejrzeń, udawał, \e rozmawia.Drugą ręką sięgnął do kieszeni, ściskającchromowaną rękojeść automatycznego sig-sauera 9 mm.Tym razem facet nie przystanął.Schaeffer powoli zaczął wyjmować dłoń z kieszeni, kiedy.- Detektywie, czy mógłby pan przerwać rozmowę?Schaeffer odwrócił się i zaskoczony zamrugał oczami.Facet, któryjeszcze chwilę temu siedział mu na ogonie, wyciągnął złotą policyjną od-znakę NYPD.O co tu, kurwa, chodzi? - pomyślał Schaeffer.Widząc odznakę, uspo-koił się, ale nie do końca.Chwilę pózniej zatrzasnął klapkę telefonu i scho-wał go do kieszeni.Zwolnił te\ uścisk na broni.- Kim pan jest?Mę\czyzna zmierzył go chłodnym spojrzeniem, pozwalając, by Schaef-fer spojrzał na identyfikator.Niech to szlag, pomyślał detektyw.Facet był z wewnętrznego.Tenwydział zajmował się korupcją wśród gliniarzy.Mimo to postanowił być chamski. Dlaczego pan siedzi mi na karku?- Chciałbym zadać kilka pytań.- O co chodzi?- O prowadzone przez nas śledztwo.- Halo - odparł sarkastycznie Schaeffer - akurat tego się domyśliłem.Pytałem o pieprzone szczegóły.- Interesują nas pańskie kontakty z pewnymi osobami.- Z pewnymi osobami".Wie pan, nie wszyscy gliniarze muszą gadaćjak gliniarze.Cisza.Schaeffer wzruszył ramionami.- Mam kontakty" z wieloma ludzmi.Mo\e chodzi panu o moichinformatorów? Często bywam w ich towarzystwie.Przekazują mi naprawdęistotne informacje.- Taa, có\, podejrzewamy, \e przekazują panu te\ inne ciekawe rzeczy.Dość cenne rzeczy.- Mówiąc to, zerknął na biodro Schaeffera.-Muszępoprosić, aby oddał mi pan broń.- Pieprz się.- Próbuję nie nadawać tej sprawie rozgłosu.Ale pan nie pali się do354współpracy.Wystarczy jeden telefon i zgarniemy pana do centrum.Tamwszystko stanie się jasne.W końcu Schaeffer zrozumiał.Chodziło o wymuszenie - tyle \e tymrazem to on był ofiarą.Co gorsza, okantowali go ci z wewnętrznego.Prawiebawiła go myśl, \e oni tak\e biorą łapówki.Chwilę pózniej oddał broń.- Porozmawiajmy gdzieś na osobności.He mnie to będzie kosztowało? - zastanawiał się.Gliniarz z wewnętrznego skinął głową w kierunku rzeki Hudson.- Tędy.- Proszę mówić - rzucił Schaeffer.- Mam prawo wiedzieć, o co w tymwszystkim chodzi.Jeśli ktoś powiedział wam, \e biorę, to gówno prawda.Ktokolwiek nagadał wam tych bzdur, ma w tym jakiś interes.- Schaeffer niebył jednak tak rozgorączkowany, jak się wydawało; wszystko to było częściąnegocjacji.- Proszę iść dalej - rzucił gliniarz z wewnętrznego.- Tam.- Wyjął i za-palił papierosa.Chwilę pózniej wyciągnął paczkę w kierunku Schaeffera.Detektyw poczęstował się i skorzystał z ognia.Wówczas zamarł.Mrugając z niedowierzaniem, zerknął na pudełkozapałek.Widoczny na nim napis głosił: McDougall's Tavern.Oficjalnanazwa Macka - ulubionej speluny T.G.Schaeffer spojrzał w oczy mę\-czyzny, który najwyrazniej zdał sobie sprawę z własnego błędu.Chryste,facet wcale nie był gliną.Identyfikator i odznaka to fałszywki.Schaeffermiał do czynienia z płatnym zabójcą, pracującym dla T.G, który zamierzałgo sprzątnąć i zgarnąć od turysty okrągłe sto pięćdziesiąt kawałków.- Kurwa - mruknął zabójca, wyciągając z kieszeni rewolwer i wpycha-jąc Schaeffera w pobliską alejkę.- Posłuchaj, koleś - szepnął gliniarz.- Mam sporo gotówki.Niewa\ne,ile ci zapłacił.- Stul mordę.- Nie zdejmując rękawiczek, mę\czyzna wymienił własnąbroń na pistolet Schaeffera i przyło\ył chromowaną lufę do jego szyi.Chwilę pózniej wyjął z kieszeni skrawek papieru, wetknął go do marynarkidetektywa, pochylił się i szepnął: - Oto wiadomość, dupku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]