[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czułam się co-raz gorzej i wiedziałam już, że to coś więcej niż zwyczajne przeziębienie.TrzęsłamR Ssię jak liść na wietrze i bolały mnie wszystkie kości.Powrót ze Stonegate na BlakeStreet pozbawił mnie resztek sił.Oczekiwałam radosnego powitania, ale pokojówka powiedziała mi, że Jamie ipani Goode pojechali do Abbots Mere.- Lord Winterson przyjechał wczoraj zaraz po pani wyjeździe.Panicz Jamiemiotał się po całym holu.Awanturował się, kopał, krzyczał i płakał.Opiekunka pró-bowała go uspokoić, ale w tym wrzasku w ogóle nie było jej słychać.Byłam tak słaba, że musiałam usiąść, by nie upaść.- Lord Winterson wszedł do holu, spojrzał na panicza i krzyknął: „Dosyć!".Nieuwierzy pani, ale panicz wstał i podbiegł do lorda Wintersona jakby nigdy nic.Trzymając głowę w dłoniach, pomyślałam, że jestem najgorszą matką na świe-cie.- I co było dalej?- Lord Winterson wziął go na ręce i coś mu powiedział.Kazał pani Goode spa-kować rzeczy i oznajmił, że do pani powrotu z Bridlington zabiera ich do Abbots Me-re.- Dobrze się pani czuje? Okropnie pani wygląda.- Pokojówka patrzyła, jakchwieję się na krześle, trzymając się za głowę.- Nic mi nie jest.Jadę do Abbots Mere.Ale najpierw muszę pójść po konia, doStonegate.Zostań tu.Powiesz pani Neape, dokąd pojechałam.- Chce pani jechać nocą?- Tak! Natychmiast! Chcę zobaczyć Jamiego!- W takim razie jadę z panią.Proszę poczekać, tylko się ubiorę - zawołała Deb-bie.- Nie mam czasu się z tobą kłócić.Nie możesz jechać.- Mogę i pojadę.Nie puszczę pani samej.- Mamy tylko jednego konia.- Pójdę przy koniu.Odwróciłam się i wyszłam bez słowa, ale zanim doszłam do domu Linasa, Deb-bie mnie dogoniła.R S- Co tam masz? - zapytałam, widząc w jej ręku torbę podróżną.- Wzięłam parę rzeczy.Może będziemy musiały zostać na noc.Pomyślałam, że Debbie to prawdziwy skarb.W stajni było więcej koni, więcwybrałam dwa, które wydały mi się najsilniejsze, i kazałam je osiodłać.Stajenny wa-hał się, uważał, że lord Winterson go za to zabije.Poprosiłam, żeby pomógł mi wsiąśći dałam mu srebrnego szylinga.W nocy, w padającym śniegu dwie mile do Abbots Mere ciągnęły się w nie-skończoność.Ledwo trzymałam się w siodle, a za każdym razem, kiedy zaczynałamsię chwiać, mój koń przystawał.Debbie pokrzykiwała, dodając mi otuchy, więc za-ciskałam zęby i jakoś brnęłam dalej.W końcu po godzinie tej męki przejechałyśmyprzez bramę w murach otaczających posiadłość.Widziałam światła w oknach i wie-działam, że za chwilę przyjdzie mi stoczyć przerażającą walkę.Jazda konna nie była mocną stronę Debbie.Dziewczyna spadła z konia prosto wśnieg, ale szybko się pozbierała i pobiegła do drzwi.Chwyciła dużą żelazną kołatkę i waliła nią tak długo, aż jej otworzono.Słyszałam, jak na kogoś krzyczy, a potem zrobił się hałas.Leżałam z twarzą w zaśnieżonej końskiej grzywie i nie mogłam się ru-szyć.Było mi zimno i gorąco zarazem.Zaczęłam zasypiać.Koń przestąpił z nogi nanogę, zakołysał się, i wtedy ostatecznie ogarnęła mnie ciemność.- Co w nią wstąpiło.? - Słyszałam gdzieś w oddali głęboki męski głos.- Próbowałam zatrzymać panią w domu, ale nie chciała słuchać.Pani jest chora,nie mogłam jej puścić samej.- Co za pomysł, żeby tu przyjeżdżać nocą, w taką pogodę? Ile razy ostatnio sły-szałam słowa „w taką pogodę"?- W taką pogodę przyjechałam po swojego syna - wyszeptałam, a świat wirowałmi w głowie.- Jamie, gdzie jest Jamie? Muszę go zobaczyć.- Powinna być pani trochę rozsądniejsza i nie ruszać w drogę nocą i w zawiei.Musi mi pani wyjaśnić, jakim cudem zdołała pani w takich warunkach dotrzeć do Bri-glington i z powrotem w ciągu dwóch dni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]