[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ale bo to rzecz nieobojętna  nalegał Termiński  tu potrzeba radzić. Cóż się stało u kaduka?  grzmiącym głosem, niezwyczajnym, zawołałstarzec podnosząc z gniewem głowę.Termiński, który w życiu głosu takiego nie słyszał jeszcze, struchlał, zadrżał, alewidząc, że od odwagi jego zależeć może wszystko, ciągnął dalej: Panna Aniela będzie musiała wyjechać. Cóż tam znowu? Co! ten przeklęty pułkownik grozi jej, że tu przyjedzie i zrobi awanturę. A! to znowu pułkownik!  uśmiechnął się złośliwie stary. Cóż takstrasznego? czegóżeś się tak przeląkł Termiński? damy mu rady przecie. Ale jak Jaśnie Panie? co począć? Poczekaj tylko dni parę, zobaczysz znajdzie się rada na wszystko, nawet napułkownika.Glos starca, gdy to mówił, znacznie był złagodniał, uśmiech nawet, któregowyrazu nie zrozumiał kamerdyner, przebiegał usta; pomyślał więc, że staryzgodzi się nareszcie na wszystko dla kupienia sobie spokoju. Ale jakaż rada, proszę Jaśnie Pana?  spytał ciszej. Jaka rada! ba! bardzo, bo jesteś ciekawy! Poczekaj ino trochę, a zobaczysz,że niezła i taka może, której się nie spodziewasz.poczekaj.Kasztelanic wciąż się uśmiechał, ale uśmiech jego był złośliwy i gorzki. Pułkownik grozi, że tu przybędzie. Możecie go tam wstrzymać jaki dzień, nie tym, to owym  rzekłKasztelanic  nieprawdaż? Ja nie wiem  wczoraj list odebrała Panna Aniela, i służąca mi mówiła, żedziś całą noc płakała i lamentowała, a rano sama prosiła mnie, żebym o tymdoniósł Jaśnie Panu. Powiedzże jej, niech odpisze, niech parę dni przewlecze, tydzień, gdy można,a na wszystko poradzim.rozumiesz? Rozumiem  odparł Termiński nalegając znowu  ale jakże się poradzi? Mówiłem ci że do zbytku jesteś ciekawy  rzekł stary  a ja nie lubię sięspowiadać nikomu.Rób, co mówię i basta. O! bo by też to była wielka dla Jaśnie Pana strata  dodał kamerdynerszybko  gdyby się trzeba było rozstać z osobą takich zalet jak Panna Aniela.Trudno takiej drugiej, trudno! To mi co dzień powtarzasz, umiem na pamięć.darmo gębę studzisz. Jak nie mam powtarzać, co myślę? Gadaj sobie po cichu! kiedy cię język świerzbi. To mówiąc ubranyzasiadł do czekolady. Gdy się to dzieje w Strumieniu, Jaś spieszy do miasteczka z równie śmiałym jakTermińskiego i Anieli przedsięwzięciem.Przez czas jakiś dobrze się przypatrzyłich obrotom i wrażeniu, które czyniły na starcu; postrzegł jegozniecierpliwienie, obrachował, że wkrótce ostatnim szturmem zgubić się muszą.Zdało mu się, że wszystko teraz pochwycić będzie mógł, gdy tylko zechce.Myśl, którą powziął, była zuchwałą w istocie i tylko niedoświadczenie Jasia azepsucie jego usprawiedliwić ją mogło.Przewidując chwilę, w którejKasztelanic odepchnąć będzie musiał Termińskiego i Anielę, chciał zawczasuprzysposobić dla nich godnych zastępców, których by był całkiem pewny.Tejmyśli nie chciał się jednak zwierzyć Sobockiemu, nie całkiem mu ufając, ipozornie tylko działając z nim razem.Teraz otwierać się zdawało pole zrobieniaczegoś samemu przez się.Na miejsce kamerdynera i ulubienicy chciał wsadzićze swej ręki, posłuszne sobie i nie mogące mu szkodzić stworzenia.Sprawętestamentową oddzielił od tej, na wszelki tylko wypadek podrobionyprzygotowując dokument.Dojeżdżał więc do miasteczka wielce zajętytrudnością zadania, nie wiedząc jak mu podołać bez pomocy ludzi, obawiającsię jej z drugiej strony, snując wnioski najdziwniejsze, ale z mocnympostanowieniem dokonania co zamyślił.Na młode chłopię, ubogie, bez doświadczenia i bez wychowania, były tozamiary olbrzymie, charakter a raczej siła woli potężna im odpowiadała;podżegało prócz tego zepsucie i chciwość, w dali ukazując jako nagrodę,bogactwa i świat im posłuszny pod stopami zwycięzcy.W tych myślach wjechał do miasteczka Jasiek, z rozognioną twarzą, rozmarzonągłową i niespokojnie bijącym sercem.Był to wieczór jesienny, chmurny, wilgotny, smutny, a wiatr nad miasteczkiemkłęby dymów unoszący, najdziwniejszą wonią napełniał powietrze.Dzwonyodzywały się z różnych stron na Anioł Pański jęcząco i smutnie; drogą wlokłysię z trochą słomy i pijanym ludem wozy powracające z targu; szli pieszośpiewając mieszczanie napili także, żołnierze, jakieś kobiety nad miarę wesołe;przelatywały bryczki brzęczące dzwonkami szlei, słowem, ogarniał powoliprzybywającego hałas miasteczka i jego życie, tak różne od porządnego,wiejskiego, powszedniego trybu.Zaledwie zjechał z mostów i grobli wiodącychku przedmieściom, i zapuścił się w błotniste uliczki wąskie, żydostwo czarne ibrudne jęło go otaczać i naciskać. Jaśnie Panie! Wielmożny Panie! niech Pan zajedzie! niech Pan każezajechać!  O! tu! o! tu! Tu staje Pan Marszałek! tu zajeżdża Pan Sędzia!Stacja frontowa!  poczęli krzyczeć żydki uwijając się i łapiąc za bryczkę. W mieście wszystko zajęte! wołali inni. Tak przeprowadzony między pierwszym rzędem domów zajezdnych, wktórych oknach płonęły na znak nie zajęcia świeczki łojowe  Jasiek niewiedział spełna, dokąd się udać i co z sobą zrobić, gdy nagle dało się słyszeć: Stój! stój! Chrypliwy, śmiejący się głos je wymówił i postać jakaś, trudna do rozpoznaniao mroku, zbliżyła się do wózka.Był to Sobocki, pod dobrą datą powracający zszynku, zwanego winiarnią, do domu, w towarzystwie dwóch godnychkoleżków [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Zbigniew Błażyński Mówi Józef Œwiatło. Za kulisami bezpieki i partii 1940 1955
    Pilsudski Jozef Bibula(1)
    Maria z Agredy Mistyczne miasto Boże czyli żywot Matki Boskiej
    Wladyslaw Kopalinski Drugi kot w worku, czyli z dziejow pojec i nazw
    Knotz Ksawery ks. Nie bój się seksu czyli kochaj i rób co chcesz
    Leżeński Cezary Strachy z pałacowej wieży, czyli Filip detektywem
    Helena Rotwand Opętanie, czyli zgubne skutki masażu stóp
    Zagubione cywilizacje czyli wielki szok datowania Jonathan Gray
    Długosz Jan Roczniki czyli Kroniki... 3 [Księgi V i VI](1)
    Waverly Shannon Lauren, czyli harmonia doskonała
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mizuyashi.htw.pl