[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Ty nie jesteś ociężały, John.Jesteś tylko.jesteś.niespieszny.A towielka różnica.Podniósł wzrok.Wełniane nauszniki czapki sterczały mu nad uszami jakzłamane skrzydła, pod nimi kołysały się czarne tasiemki.Z trudem przełknąłAnula & ponaślinę, a jego zapadnięte policzki pokryły się czerwienią.Wyraz twarzy Johna powiedział Linnei, że jej słowa uczyniły goszczęśliwszym niż jakikolwiek prezent, który zostawiłaby dla niego pod tymdrzewkiem.— Czy przyjdziesz obejrzeć jasełka, John?— Ja? Jasna rzecz, panno Linneo.Nie opuściłem ani jednych, odkądKristian bierze w nich udział.— A.a Teodor?— Teddy? Nawet mu do głowy nie przychodzi, żeby je opuścić.Wszyscy tu będziemy, niech się pani nie martwi.W dniu wielkiego wydarzenia, jak obiecał John, zebrali się wszyscy.Przybyła nie tylko „rodzina" Linnei, ale również rodziny wszystkich jejuczniów.Klasa wypełniła się po brzegi.Nawet ławki z szatni, na którychuczniowie siadali zmieniając buty, służyły tego wieczoru jako miejsca dlagości.dalousLinnea czuła skurcz żołądka.Przed sceną zawieszono „kurtynę" — dwa prześcieradła wyciągnięte zanbieliźniarki Nissy — za którą buzia Frances Westgaard jaśniała równiepromiennie jak jej przybrana świecidełkami aureola, gdy stała tam w długiejscbiałej anielskiej szacie z włosami opadającymi na ramiona.Mała Roseannezaczęła płakać, bo zapodziała gdzieś swoją aureolę.Na poszukiwania wysłanoNormę, ale gdy tylko ten problem został rozwiązany, Sonny wpadł namalowany horyzont i zerwał go z linki.Linnei zrzedła mina, lecz Kristianpodniósł Sonny'ego, posadził go z boku i bez trudu ponownie przypiąłhoryzont klamerkami do bielizny.Z klasy dochodził zapach kawy i gorącejczekolady gotującej się na piecu.Linnea zerkając zza prześcieradeł napubliczność czuła taki niepokój, jakiego przed premierą doznaje dyrektorteatru.Nissa i Hilda Knutson ustawiały na stole filiżanki i układały ciasteczkaAnula & ponaoraz chleb orzechowy.Młodsze rodzeństwo jej uczniów wdrapywało się na kolana matek, domagając się rozpoczęcia przedstawienia.Przybył też kuratorDahl! A dama siedząca obok to niewątpliwie jego żona.Linnea zauważyłaTeodora i serce podskoczyło jej do gardła.Trudno zaprzeczyć, że chciała, bywszystko poszło gładko nie tylko ze względu na dzieci, ale również dlatego, żepragnęła jak najlepiej zaprezentować się w jego oczach.Bent Linder ciągnął ją za spódnicę.— Proszę pani, nie mogę utrzymać na głowie tego turbanu.Pochyliła się, by zdjąć z Benta czerwony ręcznik i skręcić go ponownie,a potem umocować mu na głowie białą kuchenną ściereczkę do wycieranianaczyń.Upewniwszy się, że chłopiec ma swoją gałązkę „mirry", ustawiła gona właściwym miejscu.— Ciiii.Nadszedł czas rozpoczęcia przedstawienia.Spektakl potoczył się gładko, Linnea wszakże przez cały czas zaciskaładalouskciuki, by ktoś nie zapomniał tekstu i nie zaczął płakać.Albo by kogoś nieprzewróciła kołysząca się kołyska.Albo by któreś z dzieci nie nadepnęło naanhoryzont, zrywając na podłogę malowane palmy i pustynne wydmy.Jednakżedzieci, jej dzieci, były wspaniałe.Kiedy więc ucichły ostatnie oklaski i wyszłascprzed kurtynę, serce wyrywało jej się z piersi.— Pragnę podziękować wszystkim za przybycie oraz za pomoc wprzygotowaniu kostiumów i słodyczy.Trudno powiedzieć, kto był bardziejpodekscytowany dzisiejszym wieczorem: dzieci czy ja — mówiąc to,uświadomiła sobie, że wciąż splata dłonie, więc spojrzawszy w dół rozplotła jei zamachała nerwowo, co publiczność przyjęła śmiechem.Potem zwróciła sięw stronę państwa Dahlów.— Dziś mamy zaszczyt gościć pana kuratora Dahlaz małżonką.To prawdziwa niespodzianka.Bardzo państwu dziękuję zaprzybycieAnula & pona— powiedziała, a następnie poszukała wzrokiem Johna.— Szczególne podziękowania składam Johnowi Westgaardowi, który wtym roku przywiózł nam choinkę i zbudował stojak — posłała Johnowi ciepłyuśmiech, a on nisko pochylił głowę i poczerwieniał jak burak.Linnea powędrowała wzrokiem ku miejscu, gdzie uprzednio siedziałTeodor, ale stwierdziwszy, że wyszedł, przeniosła go na Nissę.— Dziękuję też Nissie Westgaard, że pozwoliła mi szperać w swejbieliźniarce, i za to, że tak cierpliwie mnie znosiła, bo każda mniej cierpliwaosoba powiedziałaby, żebym przestała jej zawracać głowę i sama radziła sobiez kostiumami.Pragnę również wykorzystać tę okazję, by życzyć wszystkimdobrych świąt.Rano wyjeżdżam, aby spędzić Boże Narodzenie z moją rodzinąw Fargo, więc nie spotkamy się w kościele, ale wszystkim składam najlepszeżyczenia świąteczne.Teraz zaś, zanim zaczniemy się rozkoszować specjałamiprzygotowanymi przez mamy, jeszcze raz podziękujmy oklaskami dzieciom zawspaniałe przedstawienie.dalousRozsunięto „kurtynę", Linnea cofnęła się o krok, wzięła za ręce dziecistojące w środku i wszyscy razem ukłonili się publiczności.Kiedy zaś zgodnieanpodnieśli głowy, otworzyła usta ze zdumienia.W drzwiach klasy stał krzepkiczerwonolicy Święty Mikołaj z olbrzymim workiem przerzuconym przezscramię.Wzdłuż nogawek czerwonych spodni biegł rząd dzwoneczków, którepobrzękiwały radośnie przy każdym ruchu.— Ojej.kto.kto to.— wyszeptała.Zza białej brody i wąsów rozległ się głęboki wesoły głos:— Wesołych świąt! Święty Mikołaj poczuł zapach kawy! Młodsze dziecizaczęły szeptać i chichotać nerwowo,a jeden z maluchów nie chodzących jeszcze do szkoły wsadził palec dobuzi i zaczął płakać.Linnea robiła co w jej mocy, by nie wybuchnąćśmiechem.Och, Teodorze Westgaard, miły z ciebie człowiek!Anula & ponaGdy z dźwięcznym dzwonieniem dzwoneczków zamykał za sobą drzwiszatni, z boku dobiegł ją pomruk zachwytu.— To Święty Mikołaj, Święty Mikołaj.Roseanne i Sonny mieli oczy jak talerzyki.Linnea pochyliła się nad parąsiedmiolatków.— Dlaczego go nie zapraszacie? — szepnęła, po czym odwróciła się, bynamówić do tego wszystkie dzieci.— Zaproście Świętego Mikołaja tak, bypoczuł się tu mile widziany.I pamiętajcie o manierach.Cóż to była za przyjemność obserwować, jak młodsze dzieci nieśmiałozmierzają na sam koniec klasy i biorą Mikołaja za rękę.Tony wyrwał się do przodu.— Przyniosę ci krzesło pani nauczycielki, Święty Mikołaju!Gdy Mikołaj wszedł na scenę, do Linnei ukradkiem mrugnęło znajomepiwne oko.— Święty Mikołaj od dawna jest w drodze, więc chętnie by sobieusiadł — powiedział i opadł na krzesło, dając wspaniały pokaz braku tchu.dalousUginając się pod ciężarem ogromnego brzucha i rozsiadając się wygodnie,pozwolił, by wierzch worka opadł mu na udo.Wszystkie oczy śledziły toanniecierpliwie.Odegrał swoją rolę doskonale, wypytując dzieci, które z nich byłoscgrzeczne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]