[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu jednak rutyna i opanowanie przewa\yły nad emocjami.Władca poruszył się lekko.Uniósł głowę.- Błazen do mnie! - rozkazał spokojnie." Z tłumu wystąpił śmiertelnie przera\onytrefniś.- Podejdz bli\ej, mój drogi.Nieszczęśnik zaczął wchodzić na podwy\szenie.Ka\dy stopień pokonywał zmozołem godnym górskiego szczytu.Wreszcie stanął przed królem.- A teraz rozśmiesz mnie!Moment pózniej demoniczny śmiech Redrena odbił się echem pod sklepieniem SaliPoselskiej i zmroził obecnym krew w \yłach.Otworzyły się drzwi i do środkawpadła gromada uzbrojonych gwardzistów.Rzucili się prosto w tłum dworzan,wyszukując wyznaczone wcześniej ofiary.Tak zaczynało się ka\de polowanie!Wybuchła panika.Niezale\nie od tego, czy ktoś był szpiegiem, czy nie, wszyscyskoczyli do okien.Jak zawsze strach okazał się silniejszy od uspakajającego głosusumienia.Na tym rzecz polegała.Dzięki temu "odstraszający przykład" pozostawałdługo w pamięci.Jednak dzisiejszego wieczora zbladły najkoszmarniejszewspomnienia.Dowodzony przez Ró\anooką oddział otoczył zwartym pierścieniem króla iszlochającego błazna.Rozlegały się coraz liczniejsze wrzaski przera\enia i błagalnewycia o litość.Schwytanych wywlekano na zewnątrz, na dziedziniec.Tam, obokpieńków, czekali ju\ najzdolniejsi uczniowie mistrza Jakuba z toporami w dłoniach.Pierwsze karki z trzaskiem oddały głowy.W całym pałacu wszystkie stra\erównocześnie i sprawnie przystąpiły do wykonania rozkazów Irian.Stojący kołokatów oficer spokojnie skreślał na swej tabliczce kolejne nazwiska.Ka\dy, kto choćraz, bez zgody Redrena, przyjął karyjski dar albo złoto, nie miał prawa prze\yć tejnocy.W blasku pochodni strugi krwi na kamieniach łączyły się i zlewały, tworzącrosnące w oczach kału\e.Król wyruszał na wojnę, zatem w stolicy nie mógłpozostać nikt gotów do zawiązania i przeprowadzenia jakiegokolwiek spisku.Kiedysłudzy pomagali władcy zało\yć zbroję, przed pałac161przyprowadzano) ju\ grupy zdrajców schwytanych w mieście.Od wielu dni szpiedzyRó\anookiej wychodzili z siebie, by wszystko było gotowe do tej chwili.Wykorzystano całą gromadzoną od lat wiedzę.Wygodnie było dotąd udawać, i\ niewie się o wielu rzeczach, lecz Redren rozkazał zakończyć te gry.Aby nie tracie czasu na przenoszenie stosów bezgłowych ciał, tylko okrwawionepniaki przetaczano co jakiś czas w inne miejsce dziedzińca.Gdy nadszedł świt,katom ju\ omdlewały ramiona.O wschodzie słońca Jego Wysokość na czele swejwiernej Gwardii opuścił Katimę.Przedpołudniowe słońce ogarnęło swymi promieniami kolumnę wojska, sunącą wkierunku karyjskiej granicy.7.Szpony i stalKaladen był gotów.Ta największa prowincja Suminoru, granicząca z karyjskąNanteą, od lat jako pierwsza stawiała opór armiom Ormeda V.Cztery potę\netwierdze, Denina na skraju Północnych Bagien, Sahen na południu oraz Ront i Awonpomiędzy nimi, tworzyły zaporę, która jak dotąd zdołała powstrzymać kolejnenajazdy.Tu zgromadzone były prawie wszystkie wojska Kaladenu.W głębi pro-wincji utrzymywano jedynie niewielkie oddziały, mające za zadanie pilnowaćporządku w miastach i na drogach.Stąd na przykład na Kardzie odległej o trzy dnimarszu od granicy przebywało zazwyczaj nie więcej ni\ pięćdziesięciu \ołnierzy.Większy garnizon nie był potrzebny, gdy\ dotychczasowe wojny toczono irozstrzygano na ziemiach Karu, w Nantei.Rzadko kiedy watahom karyjskiej jazdyudawało się zrobić wyłom w pasie nadgranicznych umocnień i wedrzeć nakilkanaście mil w głąb Suminoru.Zwykle próby sił między oboma państwamizaczynały się i kończyły tak samo.Najpierw wojska Ormeda oblegały którąś zgłównych twierdz, podejmując desperacką, lecz bezowocną próbę zdobycia jej wciągu kilku najbli\szych dni.Ta część konfliktu rzadko trwała dłu\ej ni\ tydzień, boakurat tyle czasu potrzebował Redren, aby nadciągnąć z odsieczą.Oblę\eniekończyło się, a wykrwawiona w dziesiątkach szaleńczych ataków armia Karuuchodziła w głąb Nantei.Dalej następował pościg, trochę mniejszych lub większychutarczek, niekiedy decydująca bitwa, po której zawierano pokój na warunkachRedrena.Przez parę lat Ormed doprowadzał do ładu zrujnowaną wschodniąprowincję, po czym gra zaczynała się od początku.Ostatnim razem zirytowanybrakiem sukcesów władca Karu rozkazał obejść umocnioną granicę Kaladenu przezbagna, od północy.Wykonanie tego manewru okazało się niemo\liwe i w praktycedo wojny nie doszło.Podobnego przemarszu od południa nigdy nie próbowano urzeczywistnić.Nawetplotka o zamiarze ominięcia twierdzy Sahen drogą przez puszcze Rohirrypowodowała, \e w wojsku zaczynał grozić bunt, a najemnicy masowo zwracali \ołd.Rohirra była bowiem siedliskiem upiorów.Strzygi, wampiry i wilkołaki nocą czaiłysię tutaj niemal za ka\dym drzewem.W dzień z kryjówek wyłaziły południce i wiły,utopce i bazyliszki zaś czekały na swoje ofiary zawsze, bez164względu na porę.Ludzie zapuszczali się tutaj rzadko, więc bestie łaziły głodne inienasycone, a zapach krwi doprowadzał je do amoku.Przeklęte było to miejsce.Najwięcej potworów snuło się w lasach rosnących tam, gdzie stykały się ziemieRonu, Karu i Suminoru.Z tej przyczyny granica pomiędzy Ronem, a Suminoremistniała tylko na mapach, a jedynym traktem łączącym obydwa państwa podą\aliwyłącznie nie mający nic do stracenia desperaci.Kupcy woleli korzystać z dłu\szej,ale pewniejszej drogi morskiej.Posępna forteca Sahen, wzniesiona w miejscu, gdzie karyjska granica znikała wbezmiarze złowrogich puszcz, niezale\nie od poczynań Ormeda, ciągle znajdowałasię w stanie oblę\enia.Ka\dej nocy w ciemnościach pod murami rozbłyskiwałyczerwone, sine lub \ółte oczy wypatrujące nie dość czujnych stra\ników.Kamienneczy ceglane ściany nie były przeszkodą dla istot obdarzonych potę\nymi szponami.Oczy przymknięte na chwilę w półśnie, moment strachu, nie dość szybka reakcja, apotem przerazliwy krzyk rozdzierający ponurą ciszę.Strzały o srebrnych grotachrzadko nadlatywały w porę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]