[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Inni poszli za nimi.Kara samzostał tu.Spytałem go, kim byli ci dwoje, z którymi tuprzyjechał.Chłopiec, zanim odpowiedział, najpierw zajrzał doojca, potem wrócił z matką.Usiedli przy mnie i zacząłopowiadać swoją ciekawą przygodę.Mówił bardzo rzeczowo i prosto, a przy tym bez śladuzarozumiałości.Ani myślał o eksponowaniu własnej osoby.Jeśli już trzeba było zwrócić w tym na kogoś szczególnąuwagę, to wskazywał na Tifla.Co prawda nie udawało mu sięspokojnie o tym mówić.Słuchałem, nie przeszkadzając mu, zato jego matka przerywała tę relację uwagami i niezliczonąilością pytań.Jej ulubieniec przeżył coś bardzo ważnego, coś,co Hadżi Halef Omar, gdyby tu z nami był, z pewnościąnazwałby bohaterskim czynem , a ten czyn musiałby byćnaturalnie najstaranniej ze wszystkich stron naświetlony.Kiedyskończył, spojrzała na mnie i zapytała: Słyszałeś, o sidi, co on, rozkosz moich oczu, opowiedział!Powiedz teraz, co mógłbyś zarzucić jego zachowaniu? Nic odpowiedziałem. Naprawdę nic? Nie. Sądzisz, że jego ojciec, mój dobry Hadżi Halef Omar,byłby tego samego zdania? Tak. Dziękuję ci! Jest to tak duże uznanie, że nie mogłoby byćwiększe! Pomyśl tylko, jaki on jest młody! A wy obydwajjesteście doświadczonymi mężczyznami.Skoro on postąpił tak,jak i wy byście postąpili, a ty sam mu to mówisz, wobec tego jajuż nic nie dodam do tej pochwały.Jednak z matczynej troski oniego powiem, że było to jednak zbyt zuchwałe.Trzeba byćodważnym i dzielnym, ale nie wolno odwagi i dzielności siłąwystawiać na niebezpieczeństwo. Czy on to zrobił? Tak. Jak dalece? Powiedział otwarcie, że jest gościem Dżamikunów.Byłoby lepiej, żeby to przemilczał.Wtedy nie potraktowalibygo jak więznia. W rzeczywistości wcale do tego nie doszło, żeby tak gopotraktowali. Ale łatwo mogło się tak stać.Mieli prawo natychmiast gozabić, a ponieważ on nie miał przy sobie żadnej broni jak tylkoswój nóż, to nie mógłby się bronić! To nie idzie tak szybko! W zasadzie nie! Krwawą zemstę zazwyczaj poprzedzarozprawa.Ale przecież wiesz, że nie ma reguły bez wyjątku.Pochwaliłeś Karę i chętnie zgadzam się z tą pochwałą, przy tymjednak ganię jego zbyt wielką śmiałość, bez względu na to, czyty też to ganisz.Stanowczo powinien przemilczeć fakt, że teraznależy do Dżamikunów. Ale to, jak sam słusznie powiedział, zmusiłoby go dokłamstwa. Do kłamstwa? A czy nie istnieje kłamstwo zkonieczności? Dla mnie nie! Z pewnością istnieje.Konieczność tego wymaga, i dlategojest dozwolone. Tak się tylko mówi.Ale właśnie dlatego, że istniejekłamstwo z konieczności, najczęściej się kłamie.Ja nazywamto inaczej. Jak? Kłamaniem z tchórzostwa! Ilekroć się kłamie, wcale niejest trudno wymyślić przekonywający powód, a potem nazwaćgo koniecznością.Ale do kłamstwa wcale nie zmuszawiększa lub mniejsza konieczność, tylko tchórzostwo, doktórego tchórzliwy człowiek się ucieka, nie mając odwagiotwarcie powiedzieć prawdy.Nie istnieje taka konieczność,nawet gdyby groziła śmierć, a więc tak duża, że skutek mógłbyją przerosnąć.I właśnie to nasz Kara mimo młodego wiekuzrozumiał, postąpił odważnie, a jeszcze bardziej mądrze, żepostanowił, iż nigdy, nawet gdyby był przymuszany, nie będziekłamał. Ale jeśli w ten sposób może uratować życie? Jego życienie należy tylko do niego, ale także do mnie, do ojca, do naswszystkich.I powinien robić wszystko, by je dla siebie i dla naszachować! A czy jest takie kłamstwo, które pozwoliłoby muprzewidzieć, że na pewno go uratuje? Za dużo pytasz, sidi.Przy każdym kłamstwie istniejemożliwość, że zostanie od razu przejrzane. Bardzo słusznie! A jeśli zostanie przejrzane, to tylkopogorszy sytuację.Wzbudzi nieufność, po dziesięciokroćzwiększy niebezpieczeństwo, którego chce się uniknąć.Ale tonajmniej ważne z tego, co mam do powiedzenia o kłamstwie.Kłamstwo, również z konieczności, to morderca.Zabija onoszacunek dla siebie.I dlatego jest rzeczą straszną, że kłamcatego nie dostrzega, że ciągle popełnia na sobie samobójstwo.Iwłaśnie on zwykle za największy atut uważa swój honor.Wrzeczywistości zaś dobrze wie, że wcale go nie ma.A tosprawia, że staje się niepewny i nieufny wobec innych.Przestaje im wierzyć.Traci zaufanie do ludzi z własnej winy,przez swoją skłonność do kłamania.Niecnie zrywa moralnąwięz, jaka łączyła go ze wszystkimi, i musi być przygotowany,że w każdej chwili, jako człowiek pozbawiony wiarygodności,zostanie przez nich odtrącony. Tak jak mówisz, sidi, brzmi to zle! Tak, ale i to nie jest najgorsze.Najgorsze w kłamstwie sąjego latające nasiona, skrzydlaki. Latające nasiona, skrzydlaki? Co masz na myśli? Są rośliny, które, gdy kwiaty ich przekwitną, mają wswoich koronach setki małych, lekkich ziarenek, a wszystkieone mają lekkie jak piórko spadochroniki.Najmniejszy powiewpowietrza unosi je wraz z ziarenkiem, i tam gdzie one spadną,wyrasta nowa roślina.W ten sposób roślina może sięrozmnażać, a rozmnażając się, zniszczyć cała okolicę.Takrozmnażają się chwasty i trzeba wielkiego trudu, żeby jewytępić. I z kłamstwem jest tak samo? Tak.Jest ono najgrozniejsze wtedy, gdy nie zostanieodkryte, jeśli kłamca osiągnie swój cel, jeśli tak zwanekłamstwo z konieczności na pozór usunęło niebezpieczeństwo.Wówczas w największej tajemnicy kłamstwo rośnie.Nikt tegonie widzi.Nikt nie tępi.Tylko kłamca wie o nim.On jepielęgnuje i ochrania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]