[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie jestem tego pewien.- Uratował przecież młodego Heminga tej nocy, kiedy go spotkałam!- Nie wiem, na czym polega jego związek z Hemingiem.- Kim właściwie jest Heming? - z ulgą przyjęła możliwość skierowania rozmowy nainny tor.Benedykt spojrzał bezradnie na parobka.- Naprawdę tego nie wiemy.Pojawił się w Trondelag jakieś dwa lata temu.Od tegoczasu był bardzo znany wśród kobiet.To stwierdzenie nie zrobiło teraz na Silje żadnego wrażenia.Uodporniła się naHeminga.Miał niezwykle piękną twarz, to prawda, ale w rzeczy samej to jedyny powód, dlaktórego była nim zauroczona.- Widzę, że już a nim zapomniałaś - powiedział Benedykt.- To dobrze.Młodedziewczęta często mylą zachwyt z zakochaniem.Zaślepione piękną powierzchownością,dopiero pózniej dostrzegają, że urok ich uwielbionego rodzi się z ich własnej miłości, a nieodwrotnie.Powrócił do tematu.- Przez jakiś czas Heming mieszkał u jednego z chłopów w parafii, ale od kiedyprzyłączył się do buntowników, nie ma stałej siedziby.Jest zwykłym awanturnikiem.Nie mażadnych idei, chyba wolno mi tak powiedzieć.Nie podejrzewam, by był tak bardzozaangażowany w poczynania buntowników.Posługuje się nimi, by móc odgrywać bohatera.Prawdopodobnie więcej mają z nim kłopotów niż pożytku.Sama musisz go zapytać, gdziemieszka.- O nie, dziękuję! Nie chcę mieć z nim nic wspólnego, z tym złodziejem!Benedykt wyglądał na zadowolonego.Po tym dniu Silje nie zdołała odzyskać spokoju.Zagadka Tengela dzień i noczajmowała jej myśli.Własny krzyk budził ją ze snu.Choć usiłowała zmusić się dorozsądnego myślenia, nie udawało jej się to wcale.Najbardziej jednak męczący był niepokój,który narastał w jej wnętrzu.Spoglądała na wzgórze z drżącą, tajemniczą tęsknotą.Czasamiwidziała unoszący się dym, innym razem było tam zupełnie pusto.Wtedy bała się, żewyjechał i nigdy więcej już go nie zobaczy.Kiedy jednak chmury dymu pojawiały sięponownie, gorąco pragnęła, by zniknął z jej życia lub, jeszcze lepiej, by nigdy już go niespotkała.Szybko zbliżały się święta.Miały to być ciche, wypełnione smutkiem dni.Nikt nie byłw radosnym nastroju, nikt nie miał ochoty na żadne uroczystości.Te święta są przecieżświętami rodzinnymi, a w ostatnim czasie wszyscy stracili swoich bliskich.%7łal, który na codzień usiłowali zdławić, ze zdwojoną siłą szukał teraz ujścia.Wspomnienia poprzednichświąt, ciepła, bezpieczeństwa i szczęścia wokół nakrytego stołu.uśmiechniętych twarzy,których już nie było.Benedykt, Silje i wszyscy inni w ciszy spełniali swe obowiązki, częstoze łzami w kącikach oczu.Gdyby nie Sol, nie czyniono by żadnych przygotowań do świąt.Trzy dni przed świętami Bożego Narodzenia całe ich życie stanęło na głowie.Dopierowtedy zdali sobie sprawę, jak harmonijnie żyli razem przez te tygodnie.Przed główny budynek zajechał wóz, wysiadła z niego władcza dama, niosąc przedsobą niemal jak transparent Oto ja olbrzymi biust.Zarys jej brody wskazywał na charakternie znoszący sprzeciwu.Ubrana była tak jak nakazywała ostatnia moda.Miała na sobiekrezowy kołnierz, naszywany perełkami czepek i plisowaną suknię z bufiastymi rękawami.Za nią kroczył niezadowolony piętnastoletni chłopiec z kwaśną miną.- Do wszystkich diabłów! - mruknął Benedykt.- Wdowa po moim bratanku.Ki czortją tu sprowadza?Z wozu wysiadła jeszcze jedna osoba.Młoda dziewczyna, równie niezadowolona jakchłopak.O, ta ma powód być zła, pomyślała Silje, jest taka gruba.- Abelone! - powitał przybyłą damę Benedykt.- To naprawdę niespodzianka.Co cię tusprowadza?- Drogi Benedykcie - powiedziała wyniośle dama.- Słyszałam o twoim nieszczęściu, otym, że twego brata i całą jego rodzinę zabrała zaraza.Uznałam za swój obowiązek przybyćci z pomocą.Mamy teraz tylko siebie; ty, ja i moje dzieci.- Czy w Trondheim zabrakło już żywności? - mruknął Benedykt pod nosem, głośnopowiedział jednak: - Oczywiście cieszę się, że spędzimy razem święta.Te słowa wypowiedział z taką miną, jakby właśnie przełknął duży łyk octu.- Zwięta? - roześmiała się Abelone.- Moim dzieciom potrzebne jest wiejskiepowietrze, a tobie kobieta, która poprowadziłaby ci dom.Postanowiliśmy przeprowadzić siętutaj, mój drogi.Spoczywa na mnie obowiązek zajęcia się tobą.Jesteś już przecież stary izasługujesz na to, by spędzić swe ostatnie dni w ciszy i spokoju.Benedykt oniemiał, przerażony.Nieoczekiwani goście zaczęli wchodzić po schodach.- Dzień dobry, Greto, dzień dobry, Mario - powiedziała Abelone łaskawie i kiwnęłagłową parobkowi.- A cóż to za dziewczynka?Sol ukryła się za spódnicą Marii.- To Sol - rzekł Benedykt z dumą w głosie.- A to jest Silje.One i mały Dag mieszkająteraz tutaj.Oczy Abelone nabrały lodowatego wyrazu.- Czy to jacyś krewniacy?- Nie, ale kochamy ich bardziej niż gdyby nimi byli naprawdę.Parobek i kobiety potwierdziły to skinieniem głowy.- Ach tak - powiedziała Abelone krótko.- Przyjrzymy się temu pózniej.Dom odmienił się całkowicie.Abelone nie chciała słyszeć o wyciszonych, smutnychświętach. Umarli już odeszli, nie mogą rzucać nawet cienia złego nastroju na święta!Biegała wydając polecenia służbie, a przede wszystkim Silje, której najwyrazniejinstynktownie nienawidziła.Nie mogła znieść Daga w domu.Sol także nie wolno było siętam pokazywać.Benedykt był wściekły, przeklinał i pił więcej niż zwykle.Abelone miała wyrobione zdanie na każdy temat.- Wiem, że mój syn jest jedynym dziedzicem tego dworu.Tu naprawdę trzebaprzewietrzyć wszystkie kąty.Nie może przecież przejąć takiego dziadostwa.- Zapamiętaj sobie, Abelone, że Silje i dzieci są moimi gośćmi.Będą tu mieszkać takdługo, jak ja żyję.W tej kwestii nie ma dyskusji.We dworze zapanował przykry nastrój.Nikt już nie czuł się dobrze.Rankiem w Wigilię Silje, tak jak czyniła to już wiele razy przedtem, wspięła się nawzgórze.Widziała cienką smugę dymu, która unosiła się nad obsypanymi śniegiemdrzewami.Czy będzie miała odwagę? Tak często miała ochotę tam pójść, ale powstrzymywałją strach, a także poczucie niestosowności takiego uczynku.Teraz jednak wiedziała, że musi.Coś w jej duszy nakłaniało ją do wędrówki.Abelone ze swymi dziećmi była na górze.Wybierali i przebierali wśród odzieniazmarłych.Silje przyszła do kuchni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]