[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A na razie, kiedy skoń�czysz nakrywać, wez się za parzenie herbaty.Usiedli do prostego posiłku.Gis pokroił pomidory w plaster�ki, które kładli na tosty.Na deser podał keks kupiony w wiej�skim sklepie.Jego zmysł praktyczny, wprawa i systematycz�ność, z jaką gotował i dbał o dom, oraz iście profesjonalna tro�ska wprawiały Theę w nieustający zachwyt i zdumienie, gdyżzdawały się przeczyć romantycznej osobowości jej ukochanego.Jeszcze miała w pamięci rasowego młodego arystokratę, pozna�nego w Padworth, który jawił się jej jako typowy przedstawicielklasy próżniaczej, odcinający kupony od fortuny rodziców.Nieuwierzyłaby, gdyby ktoś wtedy powiedział jej, że ten człowiek196potrafi ugotować pyszną zupę i pedantycznie posprzątać miesz�kanie.Tamten Gis zdawał się zupełnie innym człowiekiem.Kiedy zjedli, Gis umył naczynia, a potem powkładał je dokredensu.Przyszedł czas, by siąść przy kominku, który wcześ�niej zdążył rozpalić.Thea nadal bardzo łatwo marzła.Usadziłją w fotelu, okrył pledem i przyniósł powieść, którą przeczytałw czasie jej choroby.Sam usiadł w drugim fotelu i zabrał sięza.cerowanie skarpetek.Fascynowało ją to, że potrafił tak samo skupić się na tej bez�myślnej czynności, jak na pracy naukowej.- Daj, ja to zrobię - zaproponowała - a ty zajmij się swojąrobotą.Gis obdarzył ją uśmiechem pełnym wdzięczności.Przez mo�ment miał przemożne wrażenie, że są starą małżeńską parą, któ�ra po pracowitym dniu ma wreszcie okazję nacieszyć się swoimtowarzystwem.- Potrafisz cerować?- Tak - odparła Thea.Kiedy wręczył jej skarpetę, naciąg�niętą na drewniany grzybek, uważnie oceniła jego robotę.-Choć muszę z przykrością przyznać, że jesteś w tym ode mnielepszy.Gis, przyznaj się, czy jest coś, czego nie potrafisz robić?Wstał i ruszył w stronę biurka, gdzie piętrzyły się jego książ�ki i papiery.Po drodze popełnił jednak błąd - w przelocie mus�nął ramię Thei.W odpowiedzi spojrzała na niego tak, że znie�ruchomiał jak owad oblany słodkim miodem.Zapragnął na�tychmiast otoczyć ją ramionami, zamarzył o czymś więcej.Odwielu dni żył tak blisko tej cudownej kobiety, a w dodatku wie�dział, że pod szlafrokiem ma tylko jego zbyt obszerną koszulę.Męskość zaczynała coraz natarczywiej upominać się o swojeprawa.197- Wielu rzeczy nie potrafię - odparł nieco chrapliwie.Naprzykład do końca panować nad sobą, dodał w myśli.Przez dłuższy czas pracowali w ciszy.Niekrępujące milcze�nie Thei czyniło z niej wspaniałego kompana.Zacerowawszyskarpetę, zaczęła zszywać mankiet jednej z jego koszul, którąjako następną robótkę przygotował sobie na komodzie.Podobnie jak Gis, Thea także czuła się tak, jakby znali sięod wielu lat.Po godzinie na moment uniósł głowę znad papie�rów i spojrzał na nią.- Czy nie powinnaś iść do łóżka, kochanie? - spytał z iściematczyną troską.- Miałaś dzisiaj bardzo pracowity dzień.Odpowiedziała mu proszącym spojrzeniem.- Nie wysyłaj mnie jeszcze na górę, Gis.Obiecuję, że niebędę ci przeszkadzała.- Nigdy mi nie przeszkadzasz - zapewnił z powagą.Powoliwstał zza biurka, podszedł do niej i przysiadł obok, na poręczyfotela.- Będziemy musieli porozmawiać o przyszłości, Thea.Może jutro, kiedy przyjadę z zakupami dla ciebie.Muszęprzyznać, że nie mogę poważnie rozmawiać z kimś, kto wy�gląda jak mój młodszy braciszek, który zwędził mi koszulęi szlafrok.Thea wydęła wargi.- Uważasz, że wyglądam jak chłopak?- Och, nie bierz tego tak poważnie.%7łartowałem tylko.- Cieszę się.- Minę miała bardzo serio.- Kiedyś myślałam,że mogłabym być chłopcem, ale na pewno nie teraz.Gis nie był w stanie zwalczyć pokusy.- Dlaczego nie? - Spytał z niewinną miną.Spuściła oczy na trzymaną w ręku robótkę i spłonęła rumień-198cem.Za żadne skarby nie mogła mu tego powiedzieć.Przecieżgdyby była chłopakiem, nie mógłby jej kochać, a tak bardzo te�go pragnęła.Gis nie dał się zbyć.Pochylił się nad nią i palcem uniósł jejpodbródek, zmuszając, by spojrzała mu w oczy.- Dlaczego nie, Thea?- Przecież wiesz - bąknęła tak cicho, że ledwie usłyszał.- Wiem? O czym powinienem, według ciebie, wiedzieć? -prowokował, aż wreszcie przyciągnął ją do siebie i pocałowałw usta.Leciutko i tylko raz.Natychmiast wychyliła się ku niemu tak ochoczo, że odru�chowo wciągnął ją na kolana i objął ciasno ramionami.- Dobrze zgadłem? - szepnął Thei prosto w ucho, parzącgorącym oddechem, i znów ją pocałował.Była w siódmym niebie.Przebywanie pod jednym dachemz Gisem było rozkoszą, natomiast tulenie się do niego byłoprawdziwym cudem, który za każdym razem przeżywała od no�wa.Tym razem pocałunek stał się namiętny, a żywiołowa reak�cja Thei świadczyła, że temperamentem potrafi nadrobić brakwprawy w miłosnej grze.Nie powinieneś tego robić, upomniał siebie ostro i natych�miast złamał zakaz.Thea zarzuciła mu ramiona na szyję, od�wzajemniając pocałunek z taką pasją i żarem, że Gis jęknął roz�paczliwie i z najwyższym wysiłkiem woli odsunął ją od siebie,zmuszając, by opadła z powrotem na fotel.- Mam jeszcze dużo pracy - wyjaśnił szorstko.Każdy pretekstbył dobry, byle nie dopuścić do finału, który zdawał się być corazbardziej nieunikniony.- Poza tym musimy uważać, Thea.Jeszczenie do końca wyzdrowiałaś - dodał bez przekonania.Rzuciła mu zawiedzione spojrzenie spod rzęs.199- A gdy wyzdrowieję, to co?- Będziemy mieli nowe zmartwienie - oznajmił, z uśmie�chem wzruszając ramionami.Thea naburmuszyła się i wydęła wargi.Zganiła się szybkoza ten dziecięcy odruch i z ociąganiem sięgnęła po szycie.Każ�dego dnia dokonywała nowych odkryć na swój temat.Jednymz najbardziej fundamentalnych było to, że jej ciało zaczęło nadobre oswajać się z myślą, że będzie kochane przez mężczyznę.Nie mając doświadczenia, od dawna grzeszyła myślą, podobniejak Gis.Thea czuła równie dobrze jak on, że jeśli w pocałunkachi pieszczotach przekroczą pewną niewidoczną granicę, nie�uchronnie skończą w łóżku.Miał nad nią tylko tę przewagę, żedokładnie wiedział, jak naprawdę wygląda miłosny akt.Ponadtoświetnie rozumiał, że seksualne spełnienie będzie nie tylezwieńczeniem tego związku, co jego prawdziwym początkiem,a konsekwencje, które z tego wynikały, wcale nie wprawiały gow zachwyt.Thea, zafascynowana własnym, rodzącym się pożą�daniem i pieszczotami Gisa, przynajmniej na razie nie sięgaławyobraznią aż tak daleko.Gis usiłował za wszelką cenę wyhamować tempo romansuz Theą, z obawy, że nawet jej dzielny duch może nie podołaćnowej sytuacji.Ponadto zaczynał nie ufać sile własnego charak�teru i poważnie zastanawiał się, jak długo jeszcze wytrzyma,nim straci kontrolę nad sobą.Wyzwanie było coraz poważniej�sze.Jednocześnie nie chciał czynić z Thei seksualnej partnerki,aby pózniej nie żałowała swojego kroku.O tak, musiał być spo�kojny i opanowany jak nigdy; musiał, nie obrażając jej kobiecejdumy, dać Thei do zrozumienia, że to, o czym oboje marzą, bę�dą mogli zrobić tylko wtedy, gdy dziewczyna przemyśli wszyst�ko dokładnie, okrzepnie i stanie się w pełni gotowa do podjęcia200tej nowej życiowej roli.I na pewno nie tutaj, w jego domku,gdzie była tylko gościem, a raczej uciekinierką oddzieloną odświata i zdaną na łaskę i niełaskę gospodarza.A przecież, prę�dzej czy pózniej, będzie musiała do owego świata wrócić i zdaćrelację ze swych uczynków.Zasiadł z powrotem za biurkiem i po niedługim czasie usły�szał, jak Thea, ziewając, odkłada robótkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]