[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczęłamszukać go w tłumie.To było w stylu niewłaściwego mężczy-zny: nigdy go nie ma, kiedy jest potrzebny.- Anne? - Aaron położył mi dłoń na ramieniu.Z koleiwłaściwy mężczyzna.Miał na sobie kurtkę.Ciemnoniebieski materiał idealniepasował do jego oczu.- Może dam ci numer telefonu?- No dobrze.- Zwietnie.- Podał mi wizytówkę.- Najłatwiej mnie złapaćprzez komórkę.- Miło było cię poznać.-1 wzajemnie, Anne.Patrzyłam, jak odchodzi, zupełnie jak w jakimś głupimfilmie.Obejrzał się raz i posłał mi obezwładniający uśmiech.Kiedy zlokalizowałam Richarda, rozmawiał z moimi ro-dzicami.Widziałam, że ojciec tylko udaje, że słucha, co jakiśczas wydając pomruk zrozumienia.Robił tak, kiedy był znu-dzony.Jego pomruki wpasowywały się w słowotok Richardatylko w jednej trzeciej przypadków.Richard oczywiścieniczego nie zauważał.- Anne! - Tata prawie się na mnie przewrócił z ulgi.- Richard, chyba już chcę iść do domu.- Wobec tego czas na nas.- Richard ujął dłoń mojej mamy iją ucałował, co rozbawiło tatę.- Pani Blythe, bardzo miło sięrozmawiało.Mam nadzieję, że jeszcze nie raz to powtórzymy.- A tak, oczywiście - powiedziała wymijająco.- Jeszcze razgratulacje, kochanie.- Dzięki, mamo.Dobranoc, tato.Tacie zalśniły oczy.- Na ilu randkach już byliście? Stłumiłam śmiech.- Dzisiaj jest druga.Mama się ożywiła.-Wiesz, Richard.- Ta historia nikogo nie obchodzi, Dianę.Czas na nas.Czasami naprawdę kocham mojego tatę.- No już dobrze, idę.Anne, czy to z Taddem wcześniej rozmawiałaś?W taksówce uchyliłam się od pocałunku Richarda (po-stanowiłam, że trzeciej randki nie będzie) i uciekłam domieszkania.Byłam zmęczona, ale zbyt podekscytowana, byzasnąć.Usadowiłam się na mojej średnio wygodnej kanapie izaczęłam przerzucać kanały w telewizji.Gdy patrzyłam, jak kamerzysta śledzi Paris Hilton, myślamiznów powędrowałam do Aarona.Przypomniałam sobie, jak namnie patrzył, dotyk jego koszuli na ramieniu.Wyciągnęłamjego wizytówkę z kieszeni płaszcza i zaczęłam obracać ją wpalcach.Chyba nic się nie stanie, jeśli poszukam jakichś informacji onim w internecie, prawda?Wpisałam jego nazwisko w Google.Oto i on: specjalista dospraw inwestycji, ukończył MBA i miał liczne osiągnięcia.Nazdjęciu na stronie swojej firmy wyszedł całkiem dobrze, alepoczułam niepokój, gdy dostrzegłam jeszcze większepodobieństwo z Taddem.Przejrzałam pozostałe wyniki.W połowie strony zobaczyłamcoś, co mnie zmroziło.To była informacja o ślubie sprzedmniej niż roku.Państwo Price zawiadamiali, że ich córkaAnne wyszła za Aarona Denisa, bla, bla, bla.Aaron uśmiechałsię radośnie do aparatu, obejmując piękną blondynkę.Jasna cholera.Chyba nie kłamał, gdy mówił, że podoba musię moje imię.Chyba dlatego chciał, żebym zadzwoniła nakomórkę.Wiedziałam! No dobra, nie wiedziałam.Alepowinnam była się domyślić.Co za drań!Podarłam jego wizytówkę na drobne kawałeczki i wyrzu-ciłam do śmieci.Niech to szlag.Od Stuarta odeszłam paręmiesięcy temu, ale mój instynkt ciągle był do bani.Gdy wi-działam pięknego mężczyznę, od razu traciłam głowę i niewidziałam niczego wokół siebie.Pewnie nawet miał obrączkę,a ja jej nie zauważyłam.A do tego wszystkiego Richard jestpewnie całkiem ciekawym facetem.No, może nie.Ale toniczego nie zmienia.Chodziłam po mieszkaniu, szukając czegoś, w co mogłabymuderzyć albo to ścisnąć.Zamiast tego zobaczyłam, że w moimtelefonie miga czerwona lampka - dostałamwiadomość.Gdy ją odsłuchiwałam, wzięłam do ręki szklanyprzycisk do papieru leżący obok.Miałam tylko jednąwiadomość.Nagraną o siedemnastej czterdzieści siedem znieznanego numeru.- Witam, panno Blythe.Z tej strony Samantha Cooper.Zprzyjemnością informuję, że znalezliśmy dla pani partnera.Proszę zadzwonić w poniedziałek, umówię panią na spotkanie.%7łyczę miłego weekendu.Prawie nie mogłam oddychać.Zcisnęłam przycisk do papierutak mocno, jak mogłam, ale palce ślizgały się po gładkim szkle.Znalezli mi partnera.Już nie potrzebowałam instynktu.Miałam Blythe & Company.CZESC IIROZDZIAA 9NIE PI WODYMój samolot wylądował miękko na lotnisku w Cancun wMeksyku dokładnie miesiąc po tym, jak otrzymałam wia-domość od panny Cooper.Odebrałam bagaż, przeszłam przezkontrolę paszportową i wydostałam się na zewnątrz, prosto wotępiający upał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]