[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mógł się poddawać,póki Rhiannon była w niebezpieczeństwie.Musiałznalezć sposób, żeby jej pomóc.Madoc zabrał mu broń, łącznie ze sztyletem.W czasie podróży po kraju Bryce poznał sposobyotwierania przeróżnych zamków.Teraz jednak nie nawiele przydała się ta wiedza, gdyż w drzwiach odstrony celi nie było żadnego otworu.Mógłby jednak poszukać czegoś, co w razie po-trzeby posłużyłoby jako broń.Wiadro lub coś takie-go.Po ciemku zaczął obmacywać nogą podłogę celi.Nagle trafił na coś dużego.i miękkiego.Domyślił się prawdy i klęknął, żeby lepiej sprawdzić.Tak, to było ciało Uli.Jeszcze jednej niewiasty,której nie zdołał ochronić.Gabriella, Rhiannon,Ula.Gdy pomyślał o Rhiannon, samotnej w rękach szaleńca, na nowo zawrzał wściekłością.Wiedział, żeznajdzie sposób, aby ją uwolnić.A potem zabije Cynvelina ap Hywell.ROZDZIAA TRZYNASTYW celi nie nie było nic poza nieruchomym ciałemUli.Bryce pełnił przy nim samotną wartę, szukającw myślach sposobu ucieczki.Bez wahania podjąłbywalkę, gdyby w drzwiach stanął Madoc lub jakiś innyprzyboczny.Lecz co potem? Gdzież miał szukaćRhiannon? Przecież na dobrą sprawę Cynvelin mógłod razu odjechać do Caer Coch.Te i podobne myśli nie przestawały go dręczyć.Minęło chyba wiele czasu, zanim usłyszał odległeecho głosów i czyjeś kroki.Drzwi celi stanęły otworem.Bryce przymknął oczy, oślepiony światłem pochodni.Pochodnię trzymał Madoc.Za nim stało kilku innych ludzi Cynvelina, wliczając w to dwóch najbar-dziej skorych do bójki.Madoc burknął coś i ruchemgłowy wezwał Bryce'a, by ten poszedł wraz z nimi.Frechette nie miał wyboru, tym bardziej że chwilępotem dwaj ludzie chwycili go za ręce.Wyszli nazewnątrz, w słaby blask poranka.Bryce miał ochotęod razu stanąć do nierównej walki, ciekaw, czy zbrojni przybiegliby mu na pomoc.Porzucił jednak te roz-ważania.Po pierwsze, nie był pewien, czy są mu oddani, po drugie, żadnego z nich nie było w polu widzenia.Ani w bramie, ani na murach.Cynvelin pewnie im nie dowierzał i rozesłał do domów.Nagle przyszło mu do głowy, że obecność tak dużej grupy przybocznych świadczy, że Cynvelini Rhiannon są nadal w Annedd Bach.Zaprowadzono go do wielkiej sali.Znalazł tamswoich ludzi, siedzących w kilku rzędach.Milczeli.Cynvelin jak zwykle zajmował miejsce przy kominku, w otoczeniu zaufanych zbrojnych.Nie było Rhiannon.Bryce poczuł zimny dreszczna karku.Cynvelin, spokojny i ubrany w czerń, beznamięt-nie patrzył na więznia.Ten spokój był jednak pozorny.Bryce zauważył,że Walijczyk nerwowo miętosi w dłoniach skórzanerękawice.- Gdzie lady Rhiannon? - zapytał Frechette.- Coz nią zrobiłeś?- Widzę, że nie zmiękczyła cię noc smętnych rozmyślań - zauważył Cynvelin z dziwacznym półuśmiechem.- Nic jej nie jest, rzecz jasna, z uwzględnieniem wszelkich okoliczności.- Jakich okoliczności?Cynvelin nagle wstał i rękawicą zdzielił Bryce'aw twarz, po stronie spuchniętego oka.Zabolało okrutnie, lecz Norman nie wykonał naj-mniejszego ruchu.Czekał, aż się dowie czegoś więcejo Rhiannon.Zbrojni zaczęli głośno szeptać.Przydałomu to odwagi.Gdyby stanęli przeciw Cynvelinowi,mogliby wspólnie coś zdziałać.- Słyszałem, że szaleńcy oraz idioci nie odczuwają bólu jak normalni ludzie - powiedział Cynvelin.-Widzę, że to prawda.Wrócił na miejsce.- Gdzie lady Rhiannon?Twarz Cynvelina rozjaśnił powolny uśmiech.- W sypialni.Tylko pomyśl, Frechette.Ostat-niej nocy, kiedy byłeś z Ulą, a przynajmniej z jej ciałem, tuż nad wami, w wieży.- Urwał ze znaczącąminą.Bryce kipiał z gniewu, lecz wiedział, że musijak najdłużej zachować spokój.W przeszłości nazbyt często popadał w tarapaty przez swoją porywczość.Czas pomyśleć, wykorzystać każdą dostępnąokazję.- Spodziewam się, że jej nie skrzywdziłeś.- Skrzywdziłem? Nie.jeszcze nie.I to właśniepowiesz jej ojcu.- Co takiego?- Nie rób zdumionej miny, przyjacielu - odparłCynvelin, nie przestając zabawy z rękawicami.- Tobardzo proste zadanie.Pojedziesz do klasztoru Zwiętego Dawida i sprowadzisz tu księdza.Nie będę dłużej czekał.Jeszcze dziś chcę poślubić Rhiannon.Są-dzę też, że przy okazji spotkasz tam barona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]