[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W dzisiejszej dobie ka\de myślenie niepesymistyczne trąci fałszem.- Nie sądzi pan, \e zawsze tak było?- Zgoda.Tyle \e dzisiaj pesymizm narzuca się nieodparcie wszystkim jednostkom myślącymjako jedyne mo\liwe podejście do świata.Na gwałt potrzeba nam dzisiaj cnót takich jakodwaga, wytrwałość, prawdomówność.Potrzeba zrozumienia faktu, \e spośród wszystkichstworzeń, jakie dychają i pełzają po ziemi, najnieszczęśliwszym jest człowiek.- Pana to cieszy, profesorze!Na twarzy Levquista pojawił się uśmieszek.Pod wysuszonymi, pomarszczonymi jaszczurczopowiekami zabłysły łzawo ciemnoniebieskie oczy o piwnym odcieniu.Staruszek pokiwałostrzy\oną na je\a, karykaturalnie wielką głową i uśmiechnął się chytrze.- Ciebie to cieszy, kochasiu! Zawsze byłeś optymistą, skłonnym wierzyć, \e w ostatniejchwili przyślą po ciebie triremę.Gerard potaknął z uśmiechem.Spodobała mu się ta antyczna metafora.- Ale nic z tego! Zmiertelną istotą jest człowiek, rzadko z myślą w radzie, a kiedy się zamyśla,dłoń na sercu kładzie.-Mówiąc to.Levquist przycisnął wielką, pomarszczoną dłoń do górnejkieszonki sztruksowej, dobrze ju\ znoszonej marynarki.Spędziwszy \ycie na obcowaniu znajwspanialszą poezją świata, zachował rozczulający sentyment dla wierszy A.E.Housmana.Dało się słyszeć pukanie do drzwi.- Oho, następny ptaszek! - mruknął Levquist.- Pora na ciebie, kochasiu.Pozdrów ode mnieojca.I złó\ moje uszanowanie czcigodnej Rose.Nie zdą\yliśmy się nagadać, wpadnij do mniekiedyś.Nie czekaj na drugi tak uroczysty dzień, \eby odwiedzić starego.Gerard wstał.Jak przy wcześniejszych podobnych okazjach poczuł gwałtowną potrzebę, \ebyobejść biurko i uścisnąć dłonie profesora, albo nawet zło\yć na nich pocałunek, bądz nawetprzed starcem uklęknąć.Ciekawe, czy stary, wiernopoddańczy rytuał podejmowania pod nogiumo\liwiłby wykonanie takiego gestu, czy przydanie mu znamion sformalizowanejczołobitności pozwoliłoby uniknąć posądzenia o nieprzystojną, niemęską czu-łostkowość? Ipodobnie jak przy wcześniejszych okazjach najpierw zawahał się, a potem stłumił w sobie ówimpuls.Czy Levquist zdawał sobie sprawę z intensywności przepełniających go serdecznychuczuć? Gerard nie był tego pewien.Poprzestał na sztywnym ukłonie.Profesor wydał szorstkie warknięcie, oznaczające zaproszenie do wejścia, a potem rzuciłjakieś nazwisko.Gerard minął się w drzwiach z nieznajomym, czerwonym jak burak czterdziestolatkiem.Schodził po schodach, dręczony zazdrością i wyrzutami sumienia, \e nie potrafił się zdobyćna czulsze po\egnanie.Tamar szukała Conrada, Conrad szukał Tamar, Rose i Jen kin S7-ukali Jean.Duncana,Conrada i Tamar, a Guli jakiejś lali, ? którą by mógł zatańczyć.Pod wpływem przelotnego uczucia ura\onej dumy, któregownet po\ałowała, Tamar oddaliła się od pawilonu, do którego Conrada pociągnęła z taką siłąobecność jego idola.Wróciła tam szybko i nawet zbli\yła się do gromadki młodychwielbicieli, ale swojego partnera wśród nich nie znalazła.Nie mogąc się docisnąć w pobli\eCrimonda, Conrad stał przez chwilę jak zaczarowany na obrze\u stłoczonej wokół mistrzamłodzie\y, po czym, stwierdziwszy, \e Tamar za nim nie przybiegła, najpierw przeszukałcały pawilon, a potem, nie mając pewności, z której doń wszedł strony, jął krą\yć, zataczająccoraz szersze koła, wokół miejsca, w którym, jak mu się zdawało, porzucił Tamar.Tymczasem ona skierowała się prosto do sąsiedniego pawilonu, w którym orkiestra graławalce i ku któremu oboje zmierzali przed spotkaniem z Gulliverem.Postała tam chwilę,rozglądając się na wszystkie strony, dostrzegła walcujących Gerarda i Rose i chyłkiem sięwycofała.Choć była bardzo przywiązana do wuja i lubiła Rose, oboje szalenie jąonieśmielali, więc wolała, by nie dojrzeli jej samotnej, bez partnera, o którego zgubieniesiebie oskar\ała.W chwilę po wycofaniu się dziewczyny w zalegającą wokół pawilonuciemność zajrzał tam Conrad, równie\ dostrzegł Gerarda i Rose i z tych samych co onapobudek szybko się ulotnił.Tymczasem Tamar poszła pod kru\ganki, gdzie mieścił sięstudencki bufet z kanapkami, do którego Amerykanin miał zamiar dotrzeć, zanim się puszcząw tany.Z kolei Conrad pobiegł do namiotu, gdzie miała wkrótce rozpocząć przerwany występsławna grupa Ptaki Wodne"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]