[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz żyję dniem dzisiejszym, choć moje zwykle marzenianie dają mi spokoju, tyle że nie warto na nie zwracaćuwagi.Tu nie jest za wesoło, ale też nie smutno.Dzieńwypełniają drobne kłopoty, których tak wiele w chłopskimgospo-123 darstwie.Cały czas spędzam w domu, do lasu poszliśmyze cztery razy.Tu wszędzie pole i otwarta przestrzeń,nigdzie nie mam ochoty iść.Początkowo stroniłam od wieśniaków, ale teraz już mi toprzechodzi i z ciekawością słucham przychodzących donas chłopów i bab.Zżyliśmy się z gospodarzami, a tymbardziej z dziećmi.Jest ich czworo: Katia, jedenastoletniadziewczynka o okrągłej twarzy, z zadziornie wesołymioczami, Sania, dziewięciolatek, spokojny i po gospodarskupraktyczny, uparty siedmioletni Misza i najmłodszy Pietia,czteroletni berbeć, grubiutki, rumiany, rozbrykany i trochęrozpieszczony.Innych dzieci nie widuję, oprócz chłopaka sąsiadówJegora, syna Chorkowa*, bardzo żywego i wesołego, zciemnymi oczami.Wszystkie dzieciaki są jasnowłose iniebieskookie - typowe rosyjskie dzieci.W chłopskichdzieciach zdumiewa mnie ich samodzielność i szybkiedorastanie.Z łatwością obchodzą się bez dorosłych inajczęściej nie potrzebują ich pomocy.To zupełniezrozumiałe, przecież dorośli są zajęci od świtu do nocy idzieci są przyzwyczajone, że są same.%7łyję tu obserwacjami, wszystkiemu się przyglądam,wszystko próbuję zatrzymać w pamięci.Chciwie słuchamopowieści chłopów o ich doli i coraz bardziej nienawidzębolszewików.Przypominam sobie, jakie durne marzenia lęgły się wmojej głowie jeszcze w Moskwie, gdy myślałam o wsi.Rzeczywistość, naturalnie, okazała się zupełnie inna, alejuż przywykłam, że żadne moje marzenia się nie spełnią iprzestałam się tym przejmować.Moje artystyczne zapędyskończyły się zupełną klęską.Przez cały czas zrobiłamtylko trzy nieudane szkice.Ale jak mogło być inaczej,skoro tu w ogóle nie ma plenerów, a nie jestem na tyledobrą rysowniczką, żeby wychwytywać coś w przelocie.29 lipca 1934 28 lipca szykowaliśmy się do powrotu do Moskwy i snułamjuż śmiesznie niewykonalne plany na temat życia wmieście, a jeszcze więcej -Tichon Iwanowicz Chórków, członek spółdzielni Murawiejnik", aresztowany w 1929 r.i zesłany.Pozwolnieniu wrócił do Moskwy, latem jego rodzinawyjeżdżała na wieś.124kołchozie, dokąd wybierały się na sierpień %7łenią i Lała, noi ja do towarzystwa.Siostry nie mogły się doczekać.Pisałydo mnie, że w Moskwie jest okropnie i bardzo chcą jużwyjechać.I nagle się rozmyśliły.Nic z tego nierozumiałam.Dlaczego? Co je zmusiło do rezygnacji zwyjazdu, z którym wiązały tyle nadziei?Przypomniał mi się list, w którym wspomniały, że był unich Wania*, młody człowiek, zakochany w Tacie**, i żepodobno wpadł do nich po prostu z wizytą, a nie po to, bysię o niej czegoś dowiedzieć.Uderzyła mnie dziwna myśl:A może one zostają w Moskwie z jego powodu? Może ażtak bardzo je zainteresował? Pisały przecież, że wybierająsię z Wanią na wyprawy za miasto, gdzie zamierzająmalować.%7ładen inny powód nie przychodzi mi do głowy, no ale tosię wkrótce wyjaśni.Bardziej chodzi mi o to, że ichrezygnacja z wyjazdu do kołchozu kompletnie zmienia teżmoje plany.Już się definitywnie pożegnałam z tutejszymżyciem i myślałam tylko o tym, że już wkrótce moje życieznów całkowicie się zmieni.A teraz co? Do piątegozostajemy tutaj, a potem.do Moskwy? I siedzieć w tejzadymionej, obrzydliwej Moskwie? Potworne!Przez te ostatnie dni okropnie się nudziłam, ale i tak żal miwyjeżdżać, gdy myślę o zakurzonych i rozgrzanychmiejskich ulicach.A muszę się na coś zdecydować.Mamadała mi do wyboru: albo dwudziestego ósmego, albopiątego.I teraz się męczę, bo nie wiem, co robić.Jeśli zmuszę się, żeby iść gdzieś na cały dzień i pisać, to jestsens, żeby zostać tutaj, ale jeżeli będę się snuła tak jak dotej pory, to.lepiej wyjechać.30 lipca 1934Moskwa powitała nas gorzej niż zle.Już gdy znalazłam sięna peronie, zaczął mnie ogarniać poprzedni smutek.Przywyjściu zatrzymano nas z powodu dużego bagażu ipewnie musiałybyśmy zapłacić karę, gdyby nie podbiegłdo nas bagażowy i szczęśliwie nie wyprowadził na plac.Po-Stary znajomy sióstr Niny.Szkolna koleżanka sióstr Niny.125kpiwałyśmy sobie z mamą z tej chciwości zarównopaństwa, jak i bagażowych.Było mi wstyd i przykro zamoją ojczyznę i za to, że muszę żyć w takim kraju.Stałyśmy blisko dworca, gdy z peronu dobiegł przerazliwy,ochrypły głos pijaka.Był to młody chłopak o potwornieoszpeconej i oślinionej twarzy.Klął i usiłował się wyrwać zrąk milicjanta, który przy nim wydawał się malutki.Wpijackim amoku zerwał z siebie koszulę i machałumięśnionymi zdrowymi rękami.Oto radzieccy obywatele -pomyślałam.Moskwa - kamienny loch - żyła i burzyła się.Jej życie, takniepodobne do tego, które zostało 280 wiorst stąd,wydawało mi się obrzydliwe i obce.I ludzie, miastowi,schludnie ubrani, o jasnych, zadbanych twarzach i rękach,budzili we mnie obrzydzenie.Patrzyłam na kobiety wkolorowych wydekoltowanych sukienkach, na ichumalowane twarze i farbowane włosy.Z małej restauracjidobiegał pijacki śpiew i dzwięki fokstrota.I pomyślałam otamtych ludziach, którzy całymi dniami pracują na kawałekchleba, brudni, obdarci, o pospolitych, ale sympatycznychtwarzach.31 lipca 1934 Jak należało oczekiwać, pierwsze godziny w Moskwie byłymęczące i okropne.O drugiej w nocy, gdy przyjechałyśmydo domu, zapukałam do drzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Kraszewski Józef Ignacy Pamiętnik panicza; Dziennik Serafiny
    Ludobójstwo bez kary Nasz Dziennik, 2011 03 07
    Rok w podróży. Dzienniki pasjonatki Mayes Frances
    Andrzej.Ziemiański Dziennik.czasu.plagi.(PDF)
    Kowalska Anna Dzienniki 1927 1969
    Woolf Wirginia Dziennik 1915 41
    Sebastian Barry Tajny dziennik
    Manuela Gretkowska Dom dzienny
    King Stephen Szkieletowa Zaloga
    marshall paula Złoty młodzieniec
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl
  • hp include("menu4/10.php") ?>