[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lękając się o Talamaskę ibeznadziejnie zmieszana, pogrą\yła się w sobie.Jej ciało jakby zmalało, a jednocześnie636podwoiło swoją moc.Potwór.Potwór o zielonych oczach i delikatnych kościach.Urodzonawczoraj, tak, dokładnie; miała w sobie \ywą tkankę.Nagle dowiedział się o niej wszystkiego.Ta istota imieniem Jesse została stworzona przez Maharet, była jej autentycznym potomkiem,a teraz pisklęciem swojej prawiecznej matki.Siła tego zjawiska wprawiła go w zaskoczenie iz lekka przestraszyła.Krew płynąca \yłami tej młódki miała niewyobra\alny potencjał.Byłaabsolutnie wyzbyta pragnienia, a jednocześnie tak naprawdę nie była martwa.Musiał zakończyć tę bezlitosną i wścibską ocenę.Przecie\ czekano na niego.Jednakpodświadomie zadawał sobie pytanie, gdzie są teraz jego śmiertelni potomkowie, nasieniejego kuzynów i kuzynek, których tak kochał, kiedy był \ywym stworzeniem? To prawda, \eprzez setki lat śledził ich losy; jednak nie potrafił ju\ ich rozpoznać, nie rozpoznawał ju\samego Rzymu.Pozwolił, \eby zapadli się w mrok, tak jak sam Rzym.Lecz z pewnościąwśród istot przemierzających ziemię były i takie, które miały w \yłach krew jego rodziny.Nadal wpatrywał się w rudowłosą młódkę.Jak\e przypominała swą wielką matkę;637wysoka, a jednak o cienkich kościach, piękna, a jednak bezwzględna.Jest w tym jakiś wielkisekret, coś związanego z krwią przodków, z rodziną.- pomyślał.Miała na sobie ciemneubranie w staro\ytnym stylu.Dłonie utrzymane bez zarzutu, ani śladu perfum czy makija\u.Wszyscy byli na swój sposób wspaniali.Wysoki, mocno zbudowany Santino, obłyszczących czarnych oczach i zmysłowych ustach, elegancki w księ\ych czerniach.Nawetniechlujny Mael tchnął bestialską i przytłaczającą aurą, kiedy płonącymi oczami wpatrywałsię w prawieczną kobietę zarazem z miłością i nienawiścią.Anielskie oblicze Armandaumykało wszelkim opisom, a chłopięcy Daniel, zjawiskowa postać, urzekał ciemnymiwłosami i błyszczącymi fiołkowymi oczami.Czy nikt, kto zyskał nieśmiertelność, nie mógł być brzydki? Czy te\ to czarna magiasprawiała, \e wszystko, co zło\ono w ofierze, stawało się piękne? Gabriela jednak za \ycia zpewnością była uroczym stworzeniem, dysponując całą odwagą syna i wyzbyta jegoimpulsywności, a Louis, no có\, Louis został oczywiście wybrany dla swego cudownego638oblicza i głębi zielonych oczu.Został wybrany ze względu na niepoprawnie trzezwązachłanność, którą teraz okazywał.Wyglądał między nimi na zgubionego człowieka; twarzmiał złagodzoną rumieńcem i uczuciami, ciało bezbronne, oczy błądzące i smutne.NawetKhayman, mimo i\ przera\ający, niewątpliwie prezentował doskonałość oblicza i kształtów.Gdy patrzył na Pandorę, widział ją \ywą i śmiertelną, widział zapalczywą kobietę,która przybyła do niego wiele eonów temu przez czarne jak atrament ulice Antiochii, błagająco dar nieśmiertelności; nie, ona nie była błądzącą myślami melancholijną istotą, siedzącą bezruchu w prostych biblijnych szatach, wpatrującą się przez wielkie panoramiczne okno wgalaktyki blednące za gęstniejącymi chmurami.Nawet Eryk, wybielony przez setki lat i lekko promieniejący, zachował podobnie jakMaharet aurę szalenie ludzkich uczuć był tym bardziej pociągający z racji uwodzicielskiegoandrogynicznego wdzięku.Prawdę mówiąc, Mariusz nigdy nie widział takiego towarzystwa - zgromadzenia639nieśmiertelnych w ka\dym wieku, od nowo narodzonego do najbardziej wiekowego,wyposa\onych bez wyjątku w niepoliczalne moce i słabości; a wśród nich ten szalejącyradośnie młodzik, umiejętnie stworzony przez Armanda dzięki całej nietkniętej cnocie jegodziewiczej krwi.Mariusz wątpił, aby taki sabat zebrał się kiedykolwiek wcześniej.Czy on sam pasował do tego otoczenia, on, najstarszy w swoim staranniekontrolowanym wszechświecie, w którym prawieczni byli milczącymi bogami? Wiatroczyścił z zaschniętej krwi jego twarz i opadające na ramiona włosy.Długa czarna pelerynabyła mokra od śniegów, z których się wydobył.Gdy zbli\ał się do stołu, czekając wwojowniczym nastroju na zaproszenie Maharet, pochlebiał sobie, \e jest potworemdorównującym pozostałym, o lodowatych oczach płonących wrogością, która spalała go odśrodka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]