[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pieśń powtarzała się monotonnym, gruchającym zaśpiewem i Jim nie musiał sięszczególnie starać, by opróżnić swój umysł śpiew Henry ego Czarnego Orła był takhipnotyczny, że wykonał za niego większą część pracy.Nie zamykał oczu, ale czuł, jakz głowy uciekają mu wszystkie świadome myśli.Wkrótce pozostała tam jedynieciemność i pustka. Pojaw się, Duchu Deszczu, i użycz nam swojej siły& Pojaw się, byśmy mogli cięujrzeć& Zrzuć swój płaszcz chmur i stań przed nami, byśmy mogli stać się świadkamitwego powrotu& Pojaw się, Duchu Deszczu! Pojaw się! Pojaw się!.Henry Czarny Orzeł śpiewał tak głośno, że dwoje przechodzących obok uczniówzatrzymało się na moment i spojrzało na nich podejrzliwie.Kiedy się odwrócili, rozbłysłooślepiające światło błyskawicy, zawtórował jej ogłuszający huk i piorun rozszczepiłw połowie drzewo cedrowe, pod którym siedział Jim i Czarny Orzeł, momentalniezapalając je. Henry! Na miłość boską, wynośmy się stąd! krzyknął Jim.Ale Indianin nie ruszał się z miejsca, nadal opętańczo stukając kośćmi, mrucząci śpiewając.Ze wszystkich stron obsypywały go iskry, a cedr trzaskał i skwierczał.Kilku ludzi zaczęło biec w ich stronę.Henry Czarny Orzeł uniósł kości nad głowąi zawołał: Ukaż się nam, o Duchu Deszczu! Ukaż nam się! Ukaż się i bądz naszymstrażnikiem! Ukaż się i bądz naszym obrońcą!.Gdy ostatni raz stuknął kośćmi, ziemia zadrżała od przetaczającego się przez nieboogłuszającego gromu.Zanim pierwsi biegnący na pomoc ludzie dotarli do nich, z niebalunął deszcz, zacinając wściekle i niemal zatrzymując ich w miejscu.Zdusił płomieniei siekł teraz po gałęziach.Jim spojrzał w stronę boiska i zobaczył, że większość widzówrozbiegła się w poszukiwaniu schronienia.Co wytrwalsi trzymali nad głowami płaszczei gazety.Mecz trwał dalej.West Grove i Asuza toczyły bój, w którym stawką był honorszkoły, i żadna z drużyn nie zamierzała pozwolić na to, by deszcz jej w tym przeszkodził.West Grove czuło zapach pierwszego zwycięstwa w tym sezonie, a Asuza za wszelkącenę starała się uniknąć porażki.Fale deszczu przesuwały się nad stadionem niczymociekające wodą firany.Połowa boiska zniknęła pod wodą.Zawodnicy skakali, kopalii zderzali się ze sobą wśród mglistych fontann, deszcz spływał po ich kaskach, wodapryskała spod butów. Co się dzieje, do cholery? krzyknął Jim. Deszczu jest pod dostatkiem, ale gdziejest Duch Deszczu? Pojawi się! odkrzyknął Henry Czarny Orzeł. Musisz uwierzyć!Deszcz tak się nasilił, że Jim ledwie widział zarysy boiska.Woda wylewała sięz rynien budynków szkoły i wypełniała klomby z różami przed głównym wejściem,przelewając się przez wykładane cegłą krawędzie i spływając ścieżką w stronę parkingu.Rodzice i kibice, którzy przyjechali odkrytymi samochodami, biegli teraz na parking, byjak najszybciej postawić dachy.Kolejna pajęczasta błyskawica przecięła niebo i po chwili ziemia znowu zadygotała. Uwierz! wrzeszczał Henry Czarny Orzeł. Musisz uwierzyć!Jim podniósł się i wyszedł spod drzewa.Lodowaty deszcz natychmiast przemoczyłgo do suchej nitki.Mokry płaszcz zaciążył mu na ramionach, włosy przylepiły się doczoła.Duch Deszczu istnieje, powiedział sobie.Duch Deszczu istnieje, a ja w niegowierzę.Mam dar.Potrafię go dostrzec.Wierzę w niego i mogę go zobaczyć.Wierzęw niego i potrafię go zobaczyć.Wśród ulewnego deszczu, wprost przed sobą, dostrzegł rozmyty zarys sylwetkiwysokiej istoty podobnej do człowieka, lecz nie będącej człowiekiem.Miała dumne,wyniosłe oblicze i ciało spowite w falujące burzowe chmury.Jim czuł jej moc zimną i przenikliwą jak sam deszcz.Nigdy nie wierzył w istnienieduchów władających żywiołami, ale teraz miał przed sobą dowód na prawdziwośćopowieści o nich postać o wodnistych, spłowiałych i niewyraznych konturach,z czasów, gdy Ameryka wyciosywana była ze skały, wiatru i wody.Osunął się na kolana.Czuł się zupełnie bezradny i nic nie znaczący
[ Pobierz całość w formacie PDF ]