[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otóżdwa tygodnie temu doszedł do mnie w budzie na schodach i powiedział:- Lilu (nie znoszę tego zwrotu), chciałbym z tobą iść na zabawę, ale przedtem muszęci coś wyznać.- To szybko, bo następna fizyka, muszę się zorientować, co zadane.- Sprawa jest poważna.Będę czekał po szkole.- Dobra - machnęłam ręką i poleciałam udzielać Kosińskiemu odpowiednich instrukcji(co ciszej, a co głośniej).Spacer z Bogdanem trwał bardzo długo.Dowiedziałam się, że: a) on jest mądrzejszyode mnie; b) jestem promykiem słońca przypadkowo zabłąkanym w jego życiu; c)Szaniawskiego mi chętnie pożyczy; d) mam szczere, urzekające - spojrzenie; e) wybiera sięna prawo; f) Zbyszek nie zasługuje na moje uczucie g) zima w tym roku jest lekka i prawienie ma mrozów; h) wszyscy mówią, że jestem ładna; i) tylko szkoda, że jestem taka kanciasta , bo to odpycha, j) żałuje, że zdaje w tym roku maturę, bo będzie mnie rzadkowidywał, ale od czego są listy; k) ZMP, które powstało, budzi w nim wiele sprzecznychuczuć; l) Margaret Mitchell pisząc Przeminęło z wiatrem, myślała chyba o mnie; m) niepowinnam się oburzać, bo on sam rozumie, że jestem bardziej oczytana niż Scarlett; n) nie domnie odnosi się zdanie: Scarlett O'Hara nie była piękna , ale mam dużo z niej; o) on takżelubi łacinę, natomiast co do pieczonego drobiu i gruszek nie ma sprecyzowanego stanowiska;p) cierpi, kiedy widzi, jak byle kto poklepuje mnie po plecach; r) doskonale recytowałamPieśń Wajdeloty; s) każde moje wystąpienie na akademii jest dla niego dużym przeżyciem; t)moje przyjaznie z Hindusem i tą całą zgrają martwią go; u) Stefka wobec mnie w ogóle nieistnieje i on także nie rozumie Z.Sikorskiego; w) z tą Nitką to przesada; x) nie rozumie, jakprzy moich zdolnościach można ustawicznie ściągać; y) jego rower jest do mojej dyspozycjiz) kocha się we mnie.Podsumowałam to wszystko zgodnie z moim sumieniem.- Na zabawę z tobą mogę pójść, ale ścieżki mojego życia są zbyt poplątane, aby ciebiena nie wprowadzić.Przykro mi, ale Zbyszek jest dla mnie ważny! Nie chciałbyś chyba, abymcię traktowała jako rezerwę.Ja sama sobie nigdy bym na to nie pozwoliła.Kiedy się żegnaliśmy, drżały mu ręce.Czułam, że chce mu się płakać.Trudno, sprawuczuciowych nie można traktować ugodowo i powierzchownie.Jeśli nawet do' Zbyszka ciut,ciut mi przechodzi, to na pewno nie na korzyść Bogdana, tylko Jerzego.I tu sprawa trzecia,aktualnie najważniejsza.Hindus ma brata Jerzego.Studiuje na politechnice w Warszawie.Jerzy jest przystojnyi chyba to właśnie znaczy to: czarujący.Oczy mu płoną jeszcze bardziej; niż Hindusowi.Sąpodobni.Jerzy przyszedł z bratem na zabawę.Hindus mnie przestrzegał.- Ty nie patrz tak w jego oczy, bo on tymi oczami uwodzi każdą kobietę w dziesięćsekund.No.Tego mi było potrzeba.Powiedziałam do Hindusa: poważnie:- Mój drogi, pod moim spojrzeniem rumieni się każdy chłopiec w pięć sekund.To wcale nieprawda.Myśliciele narzucający nowe systemy filozoficzne też chybawygrywają głównie na pewnym: siebie tonie.Powiedziałam w tańcu do Jerzego:- Pana brat ostrzegał mnie, że z pana straszny uwodziciel - Niech pan na mniewypróbuje swoje diabelskie sztuczki.Roześmiał się bardzo głośno i powiedział, że ze mnie jest przemiły dzieciak.A kiedywidział, że prawie się obraziłam, dodał:- Ale śliczny dzieciak.Jerzy tańczył porywająco.Tam gdzie mnie zawodziły taneczne umiejętności,pomagało mi wyczucie rytmu.Radziłam sobie, niestety, tylko z tańcem.Ciągle nie traktowałmnie poważnie.W pewnym momencie zrobiło mi.się zimno.Piliśmy lemoniadę w bufecie inagle stwierdził, że powinien zatańczyć z Marylą.Nie, Maryla ma za dużo wdzięku, żebymmogła się na to zgodzić.Powiedziałam patrząc prosto w te straszne oczy:- Mogę panować krótko, ale niepodzielnie.Został.Myślę sobie - Mam go.Ale z niego twarda feestia.Mówi:- Zgłoszę się za dwa lata jako pani korny niewolnik na całe życie.Wtedy przepędzimywszystkich wielbicieli z moim braciszkiem łącznie.- Dlaczego za dwa lata? - denerwowałam się.- Za dwa lata przyjedzie pani na studia do Warszawy i będziemy codziennie tańczyć.Ostrzegam, że jestem bardzo zazdrosny.Zgadza się pani?Zgodziłam się szybko, ale nadmieniłam o tym traperze w Kanadzie.On twierdził, żemi to przejdzie.Nie zna mnie przecież.Wyszliśmy przed końcem zabawy i łaziliśmy podeszczu i błocie.Powiedział, że przeżył ze mną niezapomniany wieczór i że coś podobnegorzadko się zdarza.Obiecał napisać.Ja jestem niezwykle dzielna, że jeszcze tego wieczoruprzejrzałam chemię.Usiłowałam pomyśleć ciepło o Zbyszku, ale jakoś mi się to nie udawało.Może to i lepiej.Cały czas w klasie patrzyłam na Hindusa, ale ten baranek nic nie kapował i uśmiechałsię do mnie w swoim imieniu.Zawsze lepszy Hindus niż zdjęcie Jerzego, bo są szaleniepodobni.Ta moja klasa to nie wysychające zródło pomysłów i radości.Czasami przychodzę dobudy smutna i owładnięta jakimiś dziwnymi myślami i przeczuciami.Już na progu klasykapituluję.Dzisiaj też nie mogłam bez przerwy myśleć o Jerzym, bo wynalezliśmy nowązabawę.Dowcip polega na tym, żeby niepostrzeżenie, bardzo powoli przesunąć wszystkie ławypod samą katedrę i to na oczach profesora.Klasa jest bardzo długa, odległość międzypierwszą ławką a katedrą wynosi prawie 3 metry.%7łeby zrobić taki niedostrzegalny gołymokiem kurs, trzeba się niezle napracować.Profesor nie widzi przebiegu zabawy (na tym topolega), dopiero zauważa, jak pierwsza ławka wali w katedrę.Wtedy zaczyna się najlepszaczęść gry.Profesorowie na ogół nie lubią się ośmieszać, więc udają, że nic nie zauważyli.Boniby co? Klasa się przesunęła o parę metrów i nie widzieli kiedy? Ale z szybkich,zakłopotanych spojrzeń wiemy, że coś węszą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]