[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie obudzi się aż do ranka.Uśmiechnęłam się do niej, mój głos był stanowczy.- Tak długo więc zostanę.Czekałam już godzinami gdy wyjmowali pocisk i zszywali ranę; musiało już być po północy.Wciąż czekałam aż poczuję się śpiąca, lecz wciąż byłam ożywiona.Za każdym razem gdy gowidziałam, było to jak kolejny wstrząs.Zbyt pózno przeszło mi przez myśl, że moi rodzice nie zadalisobie trudu by do mnie zadzwonić gdy dotarli z otwarcia galerii mamy.Prawdopodobnie nawet niezauważyli zakrwawionego ręcznika którego użyłam by szybko wytrzeć podłogę, ani faktu że zginąłsamochód taty.A może nie dotarli jeszcze do domu.Północ była dla nich wczesną porą.Uśmiech Sunny został na miejscu.- Więc ok. powiedziała. Wiesz, jest obrzydliwym szczęściarzem.%7łeby ta kula tylko gomusnęła? - jej oczy zaświeciły. Wiesz, czemu to zrobił?Zmarszczyłam na nią czoło, szczypało mnie od nerwów.- Nie nadążam.Chodzi ci o to dlaczego był w lasach?- Kotku, obie wiemy że nie był w lasach.Podniosłam brew, czekając, aż powie coś jeszcze, lecz nie powiedziała.Powiedziałam: - Emm, tak.Był.Aowca przypadkowo go zastrzelił.Nie było to kłamstwo.Cóż, wszystko za wyjątkiem tej części o przypadku.Byłam całkiempewna że nie był to żaden wypadek.Sunny gdakała.- Spójrz & Grace, czyż nie? Grace, jesteś jego dziewczyną?Burknęłam w sposób, który mógł być zinterpretowany zarówno jako tak , jak i nie , wzależności od tego jak słuchacz był nachylony.Sunny wzięła to za tak.- Wiem, że znasz jego położenie.Lecz on potrzebuje pomocy.Padł na mnie cień zrozumienia.Prawie się zaśmiałam.- Myślisz, że sam się zastrzelił.Spójrz & Sunny, czyż nie? Sunny, mylisz się.Pielęgniarka posłała mi piorunujące spojrzenie.- Myślisz, że jesteśmy głupi? %7łe nie zauważylibyśmy tego?Po drugiej stronie łóżka w cichym błaganiu ujęła bezwładne ramiona Sama i odwróciła je nawewnętrzną stronę, tak by kierowały się w stronę sufitu.Pokazała na blizny na jego nadgarstkach,wspomnienia po głębokich, zdecydowanych ranach, które powinny być śmiercionośne.Gapiłam się na nie, lecz były one niczym słowa w obcym języku.Nic mi nie mówiły.Wzruszyłam ramionami.- Powstały zanim go jeszcze znałam.Po prostu mówię ci, że nie próbował się próbował siępostrzelić, ani nie zrobił tego.To wina jakiegoś łowcy odchodzącego od zmysłów.- Pewnie, kotku.Dobrze.Daj mi znać jak będziesz czegoś potrzebować. Sunny posłała mispojrzenie ciskające piorunami zanim zniknęła za zasłoną zostawiając mnie samą z Samem.Z zarumienioną twarzą, potrząsnęłam głową i gapiłam się na mój uścisk z białymi knykciamiznajdujący się na łóżku.Z wszystkich moich wkurzających rzeczy, protekcjonalni dorośli byli na samymwierzchołku listy.Sekundę po tym, jak poszła Sunny, oczy Sama zaczęły mrugać.Wyszłam ze swojej skóry, sercedudniło mi w uszach.Potrzebowałam długiego momentu gapienia się na niego, żeby mój puls znówpowrócił do normy.Logika mówiła mi, by uznawać jego oczy za piwne, lecz tak naprawdę były onewciąż żółte, i z całą pewnością były skupione na mnie.Mój głos wybrzmiał o wiele ciszej, niż zamierzałam.- Powinieneś wciąż spać. - Kim jesteś? jego głos miał ten sam skomplikowany, żałobny ton jaki pamiętałam z jegowycia.Zmrużył oczy. Twój głos wydaje się taki znajomy.Mignął przeze mnie ból.Nie przeszło mi przez myśl, że może nie pamiętać swoich wilczychchwil.Nie znałam zasad, jakimi się to rządziło.Sam wyciągnął rękę w moim kierunku, a jaautomatycznie wplotłam w nią moje palce.Z małym, niewinnym uśmieszkiem, pociągnął ją doswojego nosa i powąchał ją raz, potem drugi.Jego uśmiech stał się bardziej szeroki, wciąż jednaknieśmiały.Był absolutnie uroczy, i mój oddech uwiązł mi gdzieś w gardle.- Znam ten zapach.Nie rozpoznałem cię; wyglądasz trochę inaczej.Przepraszam.Czuję się takgłupio, że nie pamiętałem.%7łeby wrócić, potrzeba mi mojemu mózgowi kilku godzin.Nie puścił moich palców, ja też ich nie rozłączyłam, mimo że trudno było się skoncentrowaćdotykając jego skóry.- Powrócić z czego?- Powrócić skąd. poprawił. Powrócić z czasów gdy byłem &Sam czekał.Chciał, żebym to ja to powiedziała.Było to trudniejsze niż się zdawało, byprzyznać to na głos, mimo że tak naprawdę nie powinno być trudne.- Gdy byłeś wilkiem. wyszeptałam. Dlaczego tu jesteś?- Bo zostałem postrzelony. powiedział uprzejmie.- Mam na myśli, w tej postaci. wskazałam na jego ciało, tak wyraznie ludzkie pod nędznąszpitalną kołdrą.Zamrugał.- Och.Bo jest wiosna.Bo jest ciepło.Ciepło sprawia, że staję się mną.%7łe staję się Samem.W końcu odciągnęłam moją dłoń i zamknęłam oczy, starając się przez moment zebrać to, cozostało z mojego rozsądku.Gdy otworzyłam moje oczy i przemówiłam, powiedziałam najbardziejprzyziemną z możliwych rzeczy.- To nie wiosna.Jest wrzesień.Nie jestem dobra w czytaniu z ludzi, lecz myślałam że ujrzałam jak w jego oczach mignąłniepokój, zanim się oczyściły.- To niedobrze. zauważył. Mogę cię prosić o przysługę?Musiałam znów zamknąć oczy na dzwięk jego głosu, gdyż nie powinien być znajomy, a jednakbył, mówiąc do mnie na jakimś głębokim poziomie, tak samo jak jego wilcze oczy to robiły.Okazywało się, że będzie trudniej to zaakceptować, niż myślałam.Otworzyłam oczy.Wciąż tam był.Znów spróbowałam, zamknęłam je i otworzyłam po raz kolejny.Lecz wciąż tam był.Zaśmiał się. - Masz jakiś atak epileptyczny? Może to ty powinnaś się znajdować w tym łóżku.Posłałam mu piorunujące spojrzenie, i zaczerwienił się gdy zrozumiał inne znaczenie swoichsłów.Uratowałam go od jego skrępowania poprzez odpowiedz na jego pytanie.- Co to za przysługa?- Ja, emmm, potrzebuję jakiś ubrań.Muszę stąd się wynieść zanim się kapną że jestemdziwolągiem.- Co masz na myśli? Jakoś nie widzę ogona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]