[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zresztą to i tak bez znaczenia, dodał w myślach. Znamy się wystarczająco dobrze.A ja od razu mu powiem, że robię to, bo chcę dotrzećdo Simona Błazna dokończył. A po co?Caine zerknął na trwający rytuał, gdzie Berne po raz kolejny zręcznym ruchem ściąłkomuś głowę. %7łeby załatwić Berne a. Hm. Ma elKoth to rozważał. Hm, rozumiem. Lamorak to więzień Berne a, prawda? Cała operacja przeciwko Simonowi Błaznowi todzieło Berne a.Uwolnienie Lamoraka upokorzy go, a mnie postawi na równi z SimonemBłaznem, czyli w idealnym miejscu, żeby wciągnąć Berne a w pułapkę i go zabić.Ma elKoth zaśmiał się. A poza tym to znacząco ubarwi twoją legendę.Nikt jeszcze nie uciekł z CesarskiegoDonżonu.Jeśli istnieje jakiś człowiek, który zdaniem ludzi mógłby czegoś takiego dokonać,jesteś nim ty. Nikomu nie przyjdzie na myśl, że pracuję dla ciebie.Ba, prawie każdy w mieście wie,że jestem poszukiwany.Rozgłoś tylko, że uciekłem Toa-Sytellowi i Oczom. I będziesz pracował dla mnie?Zimna dłoń zacisnęła się na sercu Caine a. Oczywiście, że tak.A co miało znaczyć to pytanie? Po tym wszystkim nadal mi nieufasz? Pamiętam. rozmyślał na głos Ma elKoth. Pamiętam Caine a, który raczej zabiłbyczłowieka, niż go okłamał. Zabijanie jest prostsze odparł Caine i zaśmiał się słabo, starając się, żeby zabrzmiałoto szczerze. Zabijasz i po sprawie.Kłamstwo jest jak psiak: musisz się nim opiekować, boinaczej obróci się przeciwko tobie i ugryzie cię w tyłek. Nadal jesteś tym Caine em?Postarał się, by jego głos zabrzmiał spokojnie, chociaż serce łomotało mu w piersi: Jestem tak uczciwy, jak pozwalają mi na to okoliczności. Hm.Oto właśnie szczera odpowiedz.Bardzo dobrze.Zdejmij ubranie.Caine owi ścisnęło się gardło.Zdołał tylko wykrztusić: Słucham?! Nie możesz Mi służyć ciałem, o ile nie służysz też sercem.Cesarz machnął od niechcenia ręką w stronę platformy.Paziowie w liberiach przelewalikrew z misy do brązowych naczyń tych samych, z których wlewali ją do gliny WielkiegoDzieła w Małej Sali Balowej.%7łołądek Caine a zacisnął się w lodowatą kulę.A co sobie myślałeś, ty pieprzony frajerze?! warknął na siebie w myślach.%7łe niby skądsię bierze ta krew? Naprawdę spodziewasz się, że zejdę tam i nadstawię szyję pod miecz Berne a? zapytał. Tak.Jeśli Mi nie ufasz, jak ja mam tobie zaufać? Złóż Mi przysięgę, zaufaj mojejsprawiedliwości i służ Mi od teraz.Albo odmów tego zaszczytu i nie służ Mi nigdy więcej.Tak naprawdę nie miał wyboru.Powróciły do niego echem słowa Shanny: Jego już nieobchodzi, co się ze mną stanie.A to może być jego najlepsza, jedyna szansa, żeby ocalić jejżycie.Nie miał powodu, żeby się wahać. W porządku.Załatwmy to.5Barka rzeczna cieszyła się pod każdym względem równie złą sławą, jak jej kapitan: siwy,stary pijaczyna o zapadniętych oczach, któremu wiecznie kapało z nosa.Jednakże, kiedyPallas obejrzała ładownię barki, ciemną, zawilgoconą przestrzeń wypełnioną wyciskającymłzy z oczu smrodem moczu i rozkładu cuchnęła jak martwy żółw, smażący się na słońcu wskorupie od czterech dni, którego obsikał cały pochód kocurów znalazła coś, co wywołałojej uśmiech: małą, rogatą buzkę o znajomym, szelmowskim uśmiechu, wydrapaną nawysmołowanej grodzi na tyle niedawno, że odsłonięte drewno nadal było jasne.Wskazała rysunek kciukiem. Simon Błazen powiedziała. Wiesz, możesz mieć sporo kłopotów, wciągając takąbanderę.Kapitan otarł nos grzbietem brudnej dłoni. Nie mam pojęcia, kto mógłby uznać, że ja za to odpowiadam.Widzisz, zatrudniamludzi na krótko.Nie mam pojęcia, kto mógł wydrapać tę buzkę. Założę się, że o wielu rzeczach nie masz pojęcia naciskała Pallas.Kapitan wzruszył ramionami. Pilnuję swojego nosa, jeśli o to ci chodzi. Założę się, że nie masz pojęcia, dlaczego ten rysunek ma już kilka tygodni, a nadal gonie usunięto. Przegrałabyś ten zakład, panienko warknął kapitan. Przewoziłem barona Thilliowa zOklian, z całą rodziną, piętnaście lat temu, jak nie więcej, kiedy czasy były lepsze dla nasobu.Był dobrym człowiekiem, nie żadnym przeklętym Aktirem, nieważne, co mówi cesarz.Nie mam nic przeciwko cesarzowi, podejrzewam tylko, że ktoś nagadał mu kłamstw i wsadziłgłowy dobrych ludzi pod topór.Wolę, żeby Simon Błazen ich zabrał niż żebym zobaczył ichmartwych.A to. Dotknął zgrubnego rysunku. Tylko pomaga mi pamiętać, nic więcej.Właściwie nic nie znaczy.Pallas wyciągnęła dłoń i lśniący złoty rojal pojawił się między jej kciukiem i palcemwskazującym.Poruszyła dłonią i pojawiła się następna moneta, a przy kolejnym ruchu rękitrzecia.W spokojnym świetle lamp lśniły jak słońce.Już pierwszy rojal przyciągnął uwagę kapitana.Gdy pojawił się trzeci, z trudempowstrzymywał ślinotok. Możesz wydać je na zaopatrzenie.Dla czterdziestu ludzi na tydzień.Nie kupujwszystkiego w jednym miejscu.Zagoń do tego resztę załogi.Jeśli zostaną jakieś pieniądze,zatrzymaj je sobie za fatygę. Ja, no.Kolejne pstryknięcie palcami.Teraz były już cztery monety. Ta czarująca rodzinka ma krewnych w dole rzeki.Czterdzieścioro.Po jednym zakażdego z moich przyjaciół, którzy przepłyną się twoją barką, o ile dotrą cali i zdrowi doTerany.I kilka na dokładkę.Wynagrodzenie za specjalną usługę.Kapitan tarł nerwowo nos, aż tłuszcz i brud z grzbietu dłoni pokryły się smarkami. To, ehm, trudna robota.Może trochę więcej na początek.? To, ehm, ukoiłoby mojenerwy. Będziesz musiał mi zaufać powiedziała, kręcąc głową. Będziemy musieli zaufaćsobie nawzajem.Jeśli nie zjawię się ze złotem, w Teranie pojawi się czterdzieści osóbwartych barona albo dwa od głowy. Czterdzieści rojali. mruknął. Mógłbym odpicować moją staruszkę, znowuzamustrować prawdziwą załogę. Więc umowa stoi.Dała mu cztery rojale. Stoi przytaknął i ruszył za nią na górę po drabinie, w ciepłe, słoneczne popołudnie.Daj mi ze dwa dni na mustrowanie i załatwienie zaopatrzenia, i przyprowadz przyjaciół popołudniu drugiego dnia.Lepiej spłynąć kilka mil rzeką jeszcze przed zachodem słońca.Odprowadził Pallas do kei i wyciągnął rękę, żeby pomóc jej wspiąć się po pochylni. Czy ty. zaczął kapitan cicho, z wahaniem, rzucając ukradkowe spojrzenia naruchliwy port i upewniając się, że nie ma nikogo w zasięgu słuchu. Czy ty naprawdępracujesz dla Błazna? Czy on, no wiesz, jest naprawdę prawdziwy? Tak.Jest naprawdę prawdziwy. I naprawdę chce obalić Ma elKotha, jak mówią ludzie? Nie.Wcale nie chodzi o to odpowiedziała z powagą. Tylko próbuje uratować paruludzi.Oni nie są Aktirimi, kapitanie.To zwykli ludzie, niewinni, którzy muszą wydostać się zcesarstwa, bo inaczej zginą.Zginą, ponieważ Ma elKoth ich nie lubi. Wobec tego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]