[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Udaję, że nie słyszę.Rozglądam się w poszukiwaniu Sary.Ona i chłopak z ROTC są w drugiejsali, tańczą.To wieczór przebojów z lat siedemdziesiątych, albo może kiedy robi się dostatecznie póz-no każdy bar staje się miejscem, gdzie puszczają takie przeboje.Sara chwyta mój wzrok, śpiewa razemz muzyką Dancing Queen i wskazuje samą siebie kciukami.Wszyscy noszą adidasy albo zimowe buty,tylko ona jest w białych szpilkach.- Widziałaś go jeszcze kiedyś? - powtarza.- Tak - mówię.- Właściwie to widziałam go właśnie dzisiaj.- Dzisiaj?- Tak, przywoływał taksówki pod hotelem, do którego poszłyśmy z Sarą, bo ona wiedziała, żetam nad barem jest fresk Maxfielda Parrisha.Poszłyśmy obejrzeć ten fresk.I on tam był.Wyglądał takniewinnie.Jest portierem.Jest portierem, tak jak Danny.Patrzę na G.P., a potem na puste szklanki po niebieskich drinkach.Z czego są te niebieskiedrinki?Barman stawia kieliszek z tequilą przed G.P.i taki sam przede mną.Nie chcę tequili.Nagle ża-łuję, że powiedziałam.- Ty, słuchaj - mówię.- Obiecaj, że nikomu tego nie powtórzysz.- Przyrzekam.- Zwłaszcza tego na końcu.Trąca mój kieliszek swoim.Tequila pali mnie w gardle.G.P.odstawia hałaśliwie kieliszek nabar.Robię to samo.O pierwszej w nocy wychodzimy z baru, żeby przywołać taksówkę.Stopy Sary krwawią odtańca w nowych tanich butach.Chłopak z ROTC próbuje uprawiać swoją zabawę w slalom samocho-dowy, ale jest za mało samochodów.Ulicą wolno sunie śmieciarka.Chłopak z ROTC i G.P.patrzą nasiebie, potem biegną za śmieciarką i doskakują do niej.Sara i ja czekamy, aż zeskoczą, ale machają donas i odjeżdżają w głąb ulicy, a potem znikają za rogiem.Kiedy podjeżdża taksówka, wspieram Sarę, która utykając, wbija się w tylne siedzenie.Zamy-kam za nią drzwi, sama wsiadam z drugiej strony.Sara zdejmuje buty.Stopy ma czerwone od zimna ikrwi.- Pieką mnie - skarży się.- Mam w domu mrożony groszek - mówię jej.Zasypiam na kanapie, ze stopami Sary na kolanach, z torbą z groszkiem na jej długich, nieowło-sionych palcach.Kiedy dzwoni domofon, moje uda są mokre i zimne od topniejącego lodu.RLTSara otwiera oczy.Podchodzę do domofonu.- Wasi koledzy są tutaj - mówi Danny.- Kto?- Ci dwaj duzi faceci.- Powiedz im, że jest pózno.- Jest z nimi ktoś jeszcze - dodaje Danny.Wyobrażam sobie jakąś kobietę, którą przywlekli ze sobą z jakiegoś klubu.Może poderwaliprostytutkę.Są obrzydliwi.- Każ im, żeby sobie poszli - odpowiadam.- Mają tego twojego faceta z parku - wyjaśnia Danny.- Mam zadzwonić na policję?Siadam na podłodze, twarzą do domofonu.Uderzam czołem w ścianę, dłonie same składają siędo modlitwy.Zamykam oczy.Widzę szereg pistoletów w oddali, ale kiedy są bliżej, widzę tylko cie-nie.Otwieram oczy i nagle widzę niezwykle jasno i wyraznie.Klęczę, więc domofon znajduje się nawysokości moich oczu; wpatruję się w niego, jakbym była w stanie zobaczyć, kto jest w holu.- Skąd wiedzą, że to on? - pytam.- Są całkiem pewni.Facet co do joty pasuje do opisu.Słyszę w tle burkliwy głos G.P.:- Przestań się szarpać, gnoju.- Zaraz zejdę - mówię Danny'emu.- Nie róbcie nic, zaraz tam będę.- Okay - odpowiada, a ja puszczam przycisk domofonu.- Sara - wołam w stronę kanapy - chodz, proszę.W windzie patrzę na malejące numery, w miarę jak zjeżdżamy na dół.Sara stoi plecami dodrzwi, z nogami w rozkroku, jakby chroniła mnie przed tym, co zaraz zobaczę.Otwierają się drzwi; widzę chłopaka z ROTC i G.P., którzy stoją obok mężczyzny w skórzanejkurtce.Pod kurtką ma ciemnozieloną kamizelkę.To on.Nie ma czarnego hotelowego kapelusza.Widzę teraz, że jego włosy są albo dłuższe, albo krót-sze.Krótsze, stwierdzam.Nie ma okularów.Zauważam potłuczone resztki na podłodze.Wiem, że jeśliprzyjrzę się z bliska oprawkom, zobaczę maleńkie, precyzyjne literki z nazwą firmy.Z miejsca naskroni, tuż nad uchem, leci krew; jest zakneblowany czerwoną apaszką.- El - mówi chłopak z ROTC - powiedz, że to ten twój facet, bo jeśli tak, to już jest martwy.Wykręca tamtemu ręce.Wszyscy patrzą na mnie, mężczyzna też.- El - mówi G.P.- Powiedz coś.Nie mówię nic.- Gdzie wyście go znalezli? - pyta Danny.- Nie było trudno - mówi chłopak z ROTC.- Poszliśmy do hotelu i on tam był.Zaczekaliśmy,aż zejdzie ze zmiany.RLT- Do jakiego hotelu? - odzywa się Sara.Danny jest niesamowicie podniecony, jeszcze nigdy go takim nie widziałam.- Mam zadzwonić po gliny, panno Ellis?- Sami sobie z tym poradzimy - oświadcza chłopak z ROTC.Jak oni go tu przywlekli? I wtedy to zauważam.G.P.trzyma pistolet przy plecach mężczyzny.- El - pyta Sara.- To ten facet?Słyszę jakieś szczęknięcie.Z początku myślę, że to strzał z pistoletu.- Jezu - mówi Sara.Stoi obok mnie, a teraz chwyta mnie za łokieć i wystawia podbródek wstronę szklanych drzwi holu.Drzwi są zamykane na zamek po jedenastej wieczorem.A tymczasem nazewnątrz stoi reprezentant świata, w swoim zielonym płaszczu, puka.Pokazuje na mnie. Przepraszamza Melissę", czytam z ruchów jego warg.Macham rękami, mówiąc mu, żeby sobie poszedł.Przyciskaswoją orzechową twarz do szyby i wtedy zauważa chłopaka z ROTC i G.P., którzy trzymają mężczy-znę.Puka do drzwi dłonią w rękawiczce.Potem zdejmuje rękawiczkę i puka mocniej, kłykciami.- Mam się pozbyć tego gościa? - pyta Danny, wskazując ruchem głowy drzwi.Słyszę głuche stęknięcie.Chłopak z ROTC walnął mężczyznę z parku w brzuch.- Mam się go pozbyć? - powtarza Danny, celując kciukiem w stronę reprezentanta.- Jakiś pierdolony zboczek - stwierdza chłopak z ROTC, patrząc na drzwi.- Wpuść go - mówię do Danny'ego.- Otwórz drzwi, proszę.- Chcę, żeby to pukanie ucichło.Chcę, żeby wszyscy przestali gadać tak głośno.Danny, z kluczami w ręku, podchodzi prędko do drzwi i otwiera je.Reprezentant świata wpa-rowuje do środku w swych adidasach New Balance".- Co tu się, kurwa, dzieje?Czuję zapach jego mydła, z odległości dwudziestu kroków.Danny ponownie zamyka zamek wdrzwiach.- Próbujemy wyciągnąć od El, czy to ten koleś czy nie - wyjaśnia chłopak z ROTC.G.P.wciążtrzyma pistolet przy plecach mężczyzny.Winda wydaje najpierw głuchy, potem piskliwy dzwięk, sygnał, że zaczyna wjeżdżać na górę;ktoś w budynku nadusił przycisk.Ktoś zaraz będzie zjeżdżał, drzwi otworzą się i zobaczy tę scenę.Sara wsuwa mi rękę pod pachę, ale odsuwam się od niej.Nie chcę, żeby ktoś mnie dotykał.- Dzwonię po gliny - decyduje Danny.Podnosi słuchawkę, ale nie wykręca numeru.Wszyscy patrzą na faceta z parku, wszyscy z wyjątkiem Sary.Która patrzy na mnie i ja wiem,że ona wie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]