[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem czeka, aż znad wódnadejdzie łagodny podmuch wiatru, aż go obejmie i wyszepcze imię, które jest jego imieniem.Pochyla wówczas głowę i czuje, że ona jest już z nim.- Jak ci się powodzi, ukochana? - pyta Książę.Dobiega go cichy szloch, przerywany monotonnym szumem łamiących się fal.- Dobrze - odpowiada głos.- A tobie, mój Panie?- Prawdę powiem raczej niż grzecznością skłamię - kiepsko.- Ono wciąż krzyczy nocą?- Tak.- Myślałam o tobie, Panie, kiedym się tu snuła, kiedym szybowała.Ptaki żem płoszyła,towarzystwa w powietrzu spragniona, lecz krzyk ich dla ucha przykry i smutny.Cóż mam cirzec, ukochany, grzecznością kłamiąc? Mamli ci wyznać, żem istnieniem, które życiem nie jest,nie schorowana? Iż mię tęsknota nie nęka, by miast tchnieniem i tęczą, lubo ruchem jeno, napowrót miała stać się kobietą? Czyż mówić ci, Panie, iżem od bólu wolna, gdy ni dotknąć cię niemogę, ni twej dłoni poczuć na mem ciele? Wszak ty o tem wiesz, lecz nawet bogowie nie sąwszechmocni.Skarg wznosić nie powinnam, ale mię strach zjada, strach przed szaleństwem,Panie, co nierzadko przychodzi: nigdy już nie zasnąć, nigdy strawy nie skosztować, nigdyniczego nie dotknąć.Ileż to lat minęło, ukochany?- Wieki całe.- Wiem, niewiasty wylewają żale przed swymi mężami.Błagam, przebacz mi to, lecz przed kimżmam łzy ronić jak nie przed tobą, Panie?- Pojmuję, co czujesz, ukochana Chmurko.Gdybym tylko umiał oblec cię w ciało! Jam teżsamotny, a wiesz, żem próbował.- Tak, mój Panie.Kiedy poskromisz To, Co Krzyczy Nocą, ukarzeszli Ozyrysa i Anubisa?- Z pewnością.- Proszę, nie pozbawiaj ich życia od razu, jeśli ulżyć mi zechcą.Obiecaj choć cień łaski, oby mi50tylko ciebie, Panie, oddali.- Zobaczymy.- Takam samotna.Gdybym tak mogła stąd odejść.- Tylko miejsce wodami otoczone życie ci daje.Potrzeba ci świata całego, byś istnieć mogła.- Wiem, wiem.- Gdyby Ozyrys nie obstawał był przy zemście tak szaleńczo, sprawy mogłyby przybrać innyobrót.Lecz obstawał, jak wiesz i muszę go uśmiercić, kiedy tylko rozprawię się z Tym, Co NieMa Imienia.- Pojmuję to i zgadzam się z tobą, mężu.Lecz co z Anubisem?- Nastawa na mnie od czasu do czasu, ale to bez znaczenia.Jemu być może wybaczę.TemuAniołowi o łbie ptaka nie przebaczę nigdy.Książę, Który Był Niegdyś Królem (między innymi) siada na kamieniu i spogląda na wodę.Pózniej patrzy w górę, na dno morza.Snują się tam leniwe gromady światełek, a szczytyokolicznych gór sięgają hen, wysoko, do najgłębszych głębin.Zwiatełka rzucają blade promienie.Promienie rozpraszają się i zdawać się może, że dochodzą tu zewsząd.Książę rzuca płaskimkamieniem tak, że kamień odbija się od powierzchni wody, skacze i nie wraca.- Panie mój, opowiedz mi raz jeszcze o dniach, kiedy toczyłeś bitwę - odzywa się głos.-Opowiedz, jak tysiąc lat wstecz poległ ten, który był twym synem i twym ojcem, najmężniejszyrycerz sześciu ras człowieczych.Poległ w obronie ludzi.Książę milczy, wpatrując się w horyzont.- Po co? - pyta.- Ponieważ ilekroć mi o tym opowiadałeś, zawżdy podniecało cię to do nowych czynów.- Zakończonych nowymi porażkami - kończy za nią Książę.- Opowiedz - naciska.Książę wzdycha, a niebo, w którym pływają ławice jasnych ryb z przezroczystymi brzuchami,faluje nad nim z łoskotem.Książę wyciąga rękę i płaski kamień wraca do niego z morza,wskakując prosto w otwartą dłoń.Książę zaczyna mówić.Wiatr pieści go i owiewapowracającym tchnieniem.51ANIOA DOMU OGNIAAnubis patrzy w górę i widzi śmierć.Zmierć ma kształt czarnego konia, ale nigdzie nie widać rumaka, który mógłby taki cień rzucić.Anubis gapi się nań, ściskając berło obiema rękami.- Bądz pozdrowiony, Anubisie, Aniele Domu Zmierci! - woła głos wibrujący, śpiewny i głęboki.Echo niesie się przez Salę Tronową.- Bądz pozdrowiony.Panie Domu Ognia, który już nie istnieje - odpowiada cicho Anubis.- Trochę się tutaj zmieniło.- Upłynęło sporo czasu - mówi Anubis.- Owszem, sporo.- Czy mogę spytać, jaki stan twego zdrowia, Panie?- Niczego sobie, w normie, rzecz jasna.- A czy mogę spytać, co cię tu sprowadza?- Możesz.Na chwilę zapada milczenie.- Myślałem, że zginąłeś - powiada Anubis.- Wiem o tym.- Cieszy mnie, że jakoś przeżyłeś ten śmiertelny cios.- Mnie też.Potrzebowałem wielu stuleci, żeby tu wrócić z miejsca, gdzie rzuciło mnie toszaleńcze użycie Młota w bitwie.Tuż przedtem zanim Ozyrys zadał cios, który miażdżygwiazdy, wycofałem się tam, gdzie znana wam przestrzeń nie sięga.Odrzuciło mnie jednak dalejniż zakładałem, w krainy, co krainami nie są.- l co robiłeś przez ten czas?- Wracałem.- Spośród wszystkich bogów tylko ty, Tyfonie, umiesz przetrwać tak straszliwe pożogi.- Co chcesz przez to powiedzieć?- Set Destruktor, ojciec twój, poległ w bitwie.- Iiiiiiiiiii.!!!Anubis zatyka uszy, zamyka oczy, a berło wali się na ziemię.Krzyk dzwięczący w Sali rozdzieraduszę, jest na pół ludzki, na pół zwierzęcy i chociaż Anubis słyszy teraz niewiele, nawet to, co52słyszy, sprawia mu ból.Po pewnym czasie zalega przerazliwa cisza.Anubis otwiera oczy i opuszcza ręce.Cień jest niecomniejszy, jakby bliższy.- Rozumiem, że To, Co Nie Ma Imienia też zginęło w walce.- Tego nie wiem.- A co dzieje się z twym panem? Co z Totem?- Abdykował z tronu władcy %7łycia i Zmierci i odszedł gdzieś poza Zwiaty Wewnętrzne.- Trudno w to uwierzyć!Anubis wzrusza ramionami.- To pewne jak życie życiem, a śmierć śmiercią.- Dlaczego miałby to zrobić?- Nie mam pojęcia.- Chcę odwiedzić Tota.Gdzie go można znalezć?- Nie wiem.- Niezbyt jesteś pomocny, Aniele.Powiedz mi zatem, kto tu teraz wszystkim dysponuje podnieobecność mego brata a twego pana?- Nie rozumiem, co masz na myśli.- Daj spokój, psi pysku! %7łyjesz wystarczająco długo, żeby zrozumieć proste pytanie! Kto sterujepolami Mocy?!- Dom %7łycia i Dom Zmierci, rzecz jasna.- No proszę, rzecz jasna ! A któż to obecnie zasiada w Domu %7łycia, co?- Ozyrys, naturalnie.- Aha.Cień cofa się i powiększa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]