[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pojedziemy do Szkocji kiedy indziej - obiecał.- Zazwyczaj co kilka latwybieram się na północ, \eby odwiedzić Francescę.- Byłam zaskoczona, \e spytałeś mnie o zdanie - wyznała Penelope pokrótkim milczeniu.- A kogo miałbym spytać?- Nie wiem - odparła, nagle zainteresowana nitkami, które wyciągnęła znarzuty.- Mo\e swoich braci?Colin nakrył jej dłoń swoją.- A co oni mogą wiedzieć na temat pisania?Penelope podniosła wzrok i spojrzała mę\owi prosto w oczy.- Wiem, \e cenisz sobie ich opinię. - To prawda - zgodził się.- Ale twoją cenię sobie bardziej.- Przyglądał jejsię przez chwilę bardzo uwa\nie, obserwując zmieniający się wyraz jej twarzy.- Ale nie podoba ci się moje pisanie - odrzekła z wahaniem i& nadzieją.Colin poło\ył jej dłoń na policzku i łagodnie skierował jej twarz kuświatłu.- Nie mo\esz mylić się bardziej - rzekł powa\nie.- Jesteś wspaniałąpisarką."Rozgryzasz" ludzkie charaktery i przedstawiasz je z niezrównanąwnikliwością.Przez dziesięć lat rozbawiałaś ludzi.Sprawiałaś, \e się krzywili.śe myśleli!W tydzień pózniej, siedząc przy biurku w saloniku, Penelope czytaładzienniki Colina i na osobnej kartce notowała pytania i komentarze.Mą\poprosił ją o pomoc w zredagowaniu zapisków i było to zajęcie doprawdyfrapujące.Oczywiście, cieszyła się z tego, \e Colin powierzył jej tak wa\nezadanie.Oznaczało to, \e ufa jej osądowi i docenia jej umiejętności.Była jednak szczęśliwa równie\ z innego powodu.Potrzebowała zajęcia.Początkowo, gdy zrezygnowała z wydawania "Kronik", cieszyła sięodzyskanym wolnym czasem.Czuła się jak na wakacjach - pierwszych oddziesięciu lat.Czytała jak szalona, wręcz pochłaniała ksią\ki, które kupiłakiedyś, a do których nawet nie zajrzała.Spacerowała, jezdziła konno po parku,przesiadywała na małym dziedzińcu za domem na Mount Street, delektując sięwspaniałą wiosenną pogodą i unosząc twarz ku słońcu - na minutę czy dwie,tyle tylko, by poczuć ciepło jego promieni.A potem był ślub i miliony drobiazgów, które całkowicie zaprzątnęły jejuwagę.Nie miała okazji zorientować się, \e w jej \yciu zabrakło czegośwa\nego.Redagowanie gazetki nigdy nie zajmowało jej wiele czasu, ale zawszemusiała zachowywać czujność, nasłuchiwać, rozglądać się.Kiedy zaś nie pisałaartykułów, rozmyślała o nich, desperacko usiłując zapamiętać jakieś szczególnie udane sformułowania, aby po dotarciu do domu je zanotować.Dzięki temu jejumysł stale pozostawał zajęty.Nie miała pojęcia, jak bardzo tęskniła za kolejnymi wyzwaniami dlaniego, dopóki nie zajęła się nowym projektem.Właśnie zapisywała pytanie dotyczące opisu willi toskańskiej na stoczterdziestej trzeciej stronie drugiego tomu dzienników Colina, kiedy lokajdelikatnie zastukał w otwarte drzwi, aby powiadomić ją o swej obecności.Penelope uśmiechnęła się z za\enowaniem.Pracując, zapominała o całymświecie.Metodą prób i błędów Dunwoody doszedł wreszcie do tego, \e abyzwrócić jej uwagę, musi narobić trochę hałasu.- Ma pani gościa, pani Bridgerton - oznajmił.Penelope podniosła wzrok Przypuszczalnie była to któraś z jej sióstr alboktóreś z rodzeństwa Bridgertonów.- Doprawdy? Któ\ to taki?Lokaj podszedł i podał jej na tacy wizytówkę.Penelope spojrzała iotwarła szeroko usta, najpierw w szoku, a potem z przera\enia.Na kremowymtle widniały dostojne czarne litery układające się w dwa słowa: "LadyTwombley".Cressida Twombley? A có\ ją tu sprowadza?Ogarnęły ją złe przeczucia.Jeśli Cressida przyszła z wizytą, nale\ało sięspodziewać kłopotów.Cressida sprawiała wyłącznie kłopoty.- Czy mam powiedzieć, \e nie ma pani w domu? - zapytał Dunwoody.- Nie - odparła z westchnieniem.Nie była tchórzem, a lady Twombley napewno nie sprawi, \e się nim stanie.- Przyjmę ją.Daj mi tylko chwilę, \ebymzdą\yła poskładać papiery.Ale&Dunwoody zatrzymał się i lekko przekrzywił głowę, czekając, a\Penelope dokończy zdanie.- Niewa\ne - mruknęła.- Jest pani pewna, pani Bridgerton? - Tak.Nie.- Jęknęła.Właśnie zaczęła się wahać.Kolejny nieprzyjemnyskutek wpływu Cressidy na Penelope, która w obecności rywalki stawała siępozbawioną pewności siebie głuptaską.- Chodzi mi o to, \e& jeśli ladyTwombley pozostanie dłu\ej ni\ dziesięć minut& czy mo\esz wymyślić cośpilnego, co wymagałoby mojej natychmiastowej obecności? Natychmiastowej!- Sądzę, \e to mo\liwe.- Doskonale, Dunwoody - odparła ze słabym uśmiechem.Być mo\e byłoto pójście łatwiejszą drogą, ale obawiała się, czy zdoła tak poprowadzićrozmowę, aby w którymś momencie mogła Cressidzie pokazać drzwi, a niemiała najmniejszego zamiaru spędzać z nią całego popołudnia.Lokaj skinął głową i wyszedł.Penelope uło\yła papiery w równy stosik,zamknęła dziennik Colina i poło\yła na wierzchu, \eby wpadający przez otwarteokno wiatr nie zwiał arkuszy z biurka.Następnie podeszła do sofy i usiadładokładnie pośrodku z nadzieją, \e wygląda na opanowaną i odprę\oną.Jak gdyby wizyta Cressidy Twombley mogła ją odprę\yć&W chwilę pózniej w drzwiach salonu stanęła sama Cressida, zaledwieczekając, a\ Dunwoody ją zaanonsuje.Jak zwykle wyglądała pięknie: ka\dyzłocisty włos na swoim miejscu, nieskazitelna cera, błyszczące oczy, strój wedlenajnowszej mody oraz doskonale dopasowana torebka.- Cressido - odezwała się Penelope - có\ za niespodzianka."Niespodzianka" było najgrzeczniejszym ze słów, jakimi mogła określić tęwizytę.Usta przybyłej damy wygięły się w tajemniczym, nieco drapie\nymuśmiechu.- O, z pewnością - odrzekła.- Nie usiądziesz? - zapytała kurtuazyjnie Penelope.Przez całe \ycieuczono ją dobrych manier, trudno więc jej było teraz o nich zapomnieć.Gestemwskazała najbli\szy fotel, najmniej wygodny w pokoju.Lady Twombley przysiadła na skraju, ale nawet jeśli jej byłoniewygodnie, nie dała tego po sobie znać.Uśmiech nie znikał jej z twarzy,wydawała się chłodna i opanowana.- Z pewnością zastanawiasz się, co tutaj robię - zagaiła.Niewiele było powodów, aby zaprzeczać, więc Penelope skinęła głową. - Jak ci się \yje w mał\eństwie? - padło nieoczekiwane pytanie.- Słucham? - Penelope zamrugała zaskoczona.- To chyba zdumiewająca zmiana tempa - zauwa\yła Cressida.- Tak - ostro\nie odparła Penelope.- Ale bardzo mile widziana.- Mmm, tak.Musisz teraz mieć strasznie du\o czasu, jestem pewna, \e niewiesz, co ze sobą zrobić.Ciarki przebiegły Penelope po skórze,- Nie wiem, o czym mówisz - odparła.- Doprawdy?Wyczuła, \e gość oczekuje odpowiedzi, więc dodała z lekką irytacją:- Nie, nie wiem.Cressida milczała przez moment, lecz jej przebiegła mina mówiła a\nadto wiele.Rozejrzała się po pokoju, a\ jej oczy spoczęły na biurku, gdziejeszcze przed chwilą siedziała gospodyni.- Co to za papiery? - zapytała.Oczy Penelope powędrowały w kierunku równiutko uło\onych poddziennikiem Colina arkuszy.Cressida nie mogła wiedzieć, \e to coś wa\nego,bo kiedy weszła do salonu, Penelope siedziała ju\ na sofie.- Nie rozumiem, dlaczego interesują cię moje prywatne dokumenty -odrzekła.- Och, nie obra\aj się - rzuciła Cressida z dzwięcznym śmieszkiem, któryPenelope nieco przeraził.- To tylko uprzejma konwersacja.Pytam o twojezainteresowania.- Rozumiem - odparła Penelope, próbując wypełnić milczenie, jakienastąpiło po tych słowach.- Jestem bardzo spostrzegawcza - dodała lady Twombley.Penelope pytająco uniosła brwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    White James Szpital Kosmiczny 04 Statek Szpitalny
    Lara Adrian Midnight Breed 04 Midnight Rising
    Burrowes Grace Córki księcia Windham 04 Chwila zapomnienia lady Eve
    § Preston Douglas, Child Lincoln Perdergast 04 Martwa natura z krukami
    Farmer Philip Jose Swiat Rzeki 04 Czarodziejski labirynt (MR)
    Davis Lindsey Marek Dydiusz Falko 04 Żelazna ręka Marsa
    Clancy Tom Jack Ryan 04 Polowanie na Czerwony PaŸdziernik
    Kossakowska Maja Lidia Upiór Południa 04 Czas mgieł (2)
    MacBride Stuart Logan McRae 04 Dom krwi [CzP]
    Coben Harlan Najczarniejszy strach
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fashiongirl.xlx.pl