[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A tam góry i góry, czasemprzygaszona, jak to zimą, roślinność, ponoć w innych porach rokubujna, ale częściej nagie skały.W dolinach czerwona ziemia - odnalotów lessowych - osady, pagody.Ryżowe pola, arby, kolorowoubrani ludzie - wszystko nierealne, jak na scenie.Co chwilę tunele -setki ich.Ciemność, zapala się w przedziale światło i znowu gaśnie,pociąg wynurza się z dziurawej góry.Obiad w wagonierestauracyjnym, w porównaniu z tym w Phenianie, był banalny.Ozorki, sałaty, drób, wino i herbata.Pociąg kołysze, szarpie ipodskakuje, jakby nie poruszał się po szynach, tylko po kocich łbach.Rozchybotana grójecka kolejka EKD nie musi więc mieć kompleksów.Na ostatnim przystanku przed granicą chińską, w Sunchon,zatrzymują się obok wagonu pocztowego innego pociągu.Przydrzwiach wagonu stoi arba z przesyłkami pocztowymi.Niektóre z nichjuż wrzucono do wagonu.Zaprzężony do arby wół dosięgnął jednej znich i zaczął ją konsumować.Chwała Bogu, że listy do bliskich w Polsceodjadą z Chin drogą dyplomatyczną!Razem z zespołem do samej granicy jedzie ich tłumacz Ju Sienk,przez mazowszan zwany Józkiem.Kiedyś studiował w Polsce i mastamtąd miłe wspomnienia.Ciężko znosi rozstanie z zespołem.Zwiadczą o tym wyraznie załzawione oczy.Po polsku mówi równieszybko, co śmiesznie.Warto było posłuchać, jak zachwalał w teatrzewalory klasycznej opery koreańskiej albo gdy w muzeumhistorycznym oświadczył z dumą:  To jest ćtandar oblany japonckąkrewą, a ćrećtą japoncici nie cieli ciuciać".Zwiedzający taktownie niedochodzili, co to do końca znaczy ani jaki miało wpływ na wynik walkizwaśnionych sąsiadów.W szesnastym dniu od opuszczenia Warszawy  Mazowsze"przekroczyło granicę koreańsko-chińską w Dandongu.Zapadł wieczór.Już godzinę temu minęli góry, ale i tu niżej, gdzie nie rzucały cienia,wszystko tonęło w ciemności.Jedyne światło pochodziło z nikłejlampki przy budce granicznej, przez którą każde z nich musiałoprzejść, legitymując się paszportem, za wysoki parkan z litego drewna.A tam czekała ich niespodzianka.Race szatkowały ciemność, petardyrozrywały ciszę, a kolorowe długachne smoki tańczyły nad ichgłowami w rytm wrzaskliwej muzyki.Bagaże z kolejnych przedziałów podawane były tragarzom ubranymw granatowe drelichowe mundurki.Po przyjrzeniu się im okazało się,że są to mężczyzni i kobiety.Unifikacja stroju utrudniała rozróżnieniepłci na pierwszy rzut oka.Szli przed siebie w następującym porządku: cały skład przedziału,który zajmowali w pociągu mazowszanie, a za nimi granatowoumundurowani tragarze z ich bagażem.Takim orszakiem, wciąż z muzyką, petardami i smokami, dotarli na peron do innego pociągu,który wypachniony, wysiany dywanami czekał na nich po chińskiejstronie granicy.Okazało się, że ten pociąg jest im przydzielony na całąpodróż po Chinach.Mogą w nim zostawiać większość bagaży izabierać do hoteli podczas pobytów w kolejnych miastach na trasietournee tylko najpotrzebniejsze rzeczy.Nie obeszło się bez kwiatów, a uszy ich odpoczęły od wybuchówsztucznych ogni, petard i przenikliwego akompaniamentu doskocznych popisów dopiero wtedy, kiedy pociąg ruszył, by zawiezć ichna inny dworzec, na drugim końcu miasta, gdzie miał na nich czekać nastrzeżonej bocznicy.Uroczysta kolacja w asyście przybyłych notabli,przedstawicieli władz lokalnych tudzież Polaków pracujących naplacówkach wielkich budów chińskiego socjalizmu trwała niemal dopółnocy.I znów przemówienia, toasty, toasty, przemówienia.Nicdziwnego, że przy stołach tak fetowanych gości, rozgrzanychnapojami, w nieodpowiednich momentach rozlegały się wybuchyśmiechu.W związku z tym w kolejnych miastach dyrekcja zespołumusiała wyznaczyć dla każdego ze stołów osobę odpowiedzialną zanależyte zachowanie się biesiadników w czasie przemówień.Hotele byłe eleganckie, z mrowiem służby mającej ułatwić im życie.Efekt był taki, że tylko w WC udawało się im zasiadać bez asysty.Czuwała ona za to pod drzwiami.Trzeba było się przyzwyczaić dousłużnych Chinek obserwujących rozbieranie się w łazience,akceptować próbowanie przez nie pasty do zębów i tym podobnepraktyki.Jakiekolwiek pragnienia gości były odgadywane i spełniane,zanim je do końca wypowiedziano.Jak w bajce albo dziwnym śnie.wycieczki i inne atrakcje przeplatały się z pracą na próbach ikoncertach.Tylko w czasie długich przejazdów, bo to ogromny kraj, mogli trochę odpocząć.I tak wędrowali z Dandongu do Mukdenu, zMukdenu do Tiencin, coraz dalej w środek Państwa Zrodka.W Tiencin zza okna hotelowego pokoju Kasi dochodził znajomygwar.Wyjrzała.Naprzeciwko była szkoła.Dzwonki, recytacje,skandowanie, czytanie tekstów, gwar na pauzach - gdy nie można byłorozróżnić z daleka słów, brzmiało to bardzo swojsko.Ale dobiegały teżtu inne odgłosy, które nakazywały o świcie wyskakiwać z łóżka.Dwarazy dziennie: o szóstej rano i o szesnastej po południu odbywała sięobowiązkowa gimnastyka rekreacyjna.Komendy do ćwiczeń padałyprzez pogłośnione do absurdalnej potęgi radio, a naród wychodziłprzed domy i ćwiczył.Listy obecności skrupulatnie pilnowali sąsiedzi.Nie ma na świecie większej karności obywatelskiej niż chińska.Miasta, w których koncertowali, różniły się tradycją, historią iwielkością.Od malutkich, takich, które miały zaledwie po pięćsettysięcy mieszkańców, do liczących ich po kilka i kilkanaście milionów.We wszystkich tych miastach zespół z Karolina gorąco oklaskiwano,ale też obficie karmiono lokalną kulturą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    White James Szpital Kosmiczny 04 Statek Szpitalny
    Lara Adrian Midnight Breed 04 Midnight Rising
    Burrowes Grace Córki księcia Windham 04 Chwila zapomnienia lady Eve
    § Preston Douglas, Child Lincoln Perdergast 04 Martwa natura z krukami
    Farmer Philip Jose Swiat Rzeki 04 Czarodziejski labirynt (MR)
    Davis Lindsey Marek Dydiusz Falko 04 Żelazna ręka Marsa
    Clancy Tom Jack Ryan 04 Polowanie na Czerwony PaŸdziernik
    Kossakowska Maja Lidia Upiór Południa 04 Czas mgieł (2)
    MacBride Stuart Logan McRae 04 Dom krwi [CzP]
    Sawyer Meryl Nigdy nie całuj się z nieznajomym
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • conclusum.xlx.pl