[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mam nadzieję, że nie ma pani nic przeciwko temu, że nalałem sobie wody.- Oczywiście, że nie mamy nic przeciwko temu.Jedno spojrzenie wystarczyło Henry Ann, żeby poznać, że człowiek był nietutejszy.Na zapadniętych policzkach jaśniał mu tygodniowy zarost, a tobołek, który leżał na ziemi ujego stóp, stanowił prawdopodobnie cały jego dobytek.Kiedy ją zobaczył, zdjął z głowyczapkę.Jego jasne włosy lepiły się od potu.Johnny wyciągnął ze studni wiadro wody i przelał ją do innego wiadra stojącego naławie i do miednicy stojącej na ziemi.Henry Ann zdjęła słomkowy kapelusz z szerokimrondem, zakasała rękawy ojcowskiej koszuli, którą zakładała na sukienkę bez rękawów, ichlusnęła sobie na twarz wodą nabraną rękoma z miednicy.Woda ociekała jej z twarzy,mokrymi dłońmi przeczesała do tyłu włosy.Jej skóra nabrała od słońca złocistej barwy.- Chciałbym, szępani, pomówić z pani mężem.Mógłbym popracować tu parędni w zamian za posiłki.- Ona nie ma męża - prychnęła Isabel.- A taka z niej sztywniaczka, że pewnienigdy nie będzie miała.- Zamkniesz ty się! - syknął Johnny i pociągnął ją za ramię.Henry Ann puściła to mimo uszu.- Z zasady nie bierzemy nikogo z nietutejszych.Poczęstujemy pana posiłkiem i możepan ruszać w drogę.- Będę wdzięczny za posiłek, ale chciałbym na niego zapracować.- Johnny? - Henry Ann pozostawiła decyzję bratu.- Może napełnić zbiorniki, kiedy ja będę mieszał pomyje dla świń.- Dobrze.Wydoję krowy, potem zrobię kolację.Ty nakarm kury, Isabel.- Proszę pani, mam dobrą rękę do dojenia krów.Henry Ann spojrzała w jego poważne niebieskie oczy.Na oko mógł mieć około trzydziestu lat.Mówił jak człowiek wykształcony.Czyżbyjakiś pech sprawił, że znalazł się w takim położeniu?- Bardzo dobrze.Ale niech pan pamięta, żeby się umyć.Postawię bańkę na mleko nawerandzie.Henry Ann położyła mydło obok miednicy, podeszła do Johnny'ego i ruszyła w stronędomu.Kiedy odeszli kawałek, szepnęła:- Miej na niego oko.- Czemu szepczecie? - spytała głośno Isabel.- A ty co? Miałaś iść do kur - Johnny obrócił się na pięcie i odszedł.Isabel pokazała mu język.- Karmić kury, poić kury, zebrać jajka - zanuciła. Co go ugryzło? Zachowuje sięjakby to miejsce było już jego.Henry Ann powiesiła kapelusz i koszulę na kołku przy drzwiach i zapaliładwupalnikową kuchenkę gazową, której używali w gorące dni.Obrała kartofle i pokroiła naplasterki do ciężkiego żelaznego rondla.Po dodaniu smalcu i skrojonej cebuli postawiłarondel na ogniu.Nakryła stół dla trojga, potem dodała czwarty talerz.Johnny jest w domu, więc ten człowiek nie musi jeść na werandzie.- Ta cholerna stara kura znowu mnie udziobała.- Isabel weszła i rzuciła koszyk najajka.- Któregoś dnia łeb jej ukręcę.Henry Ann wzięła koszyk z blatu, przy którym przygotowywała jedzenie i postawiłago na podłodze.- Pokazywałam ci jak podbierać jajka, żeby nie niepokoić kury.- Pozwolisz temu włóczędze jeść z nami? - Isabel zobaczyła cztery nakrycia nastole.- Masz coś przeciwko temu? - Henry Ann odkręciła cynkowe wieczko ze słoja iwidelcem wyjęła przyprawione brzoskwinie do miseczki.- Słowo daję! Nie masz za grosz dumy.Najpierw pozwalasz, żeby jadła z namiczarna kobieta, a teraz ten włóczęga.- Możesz wziąć swój talerz na werandę, jeśli chcesz.- Dzięki.Dziękuję ci bardzo.- Isabel wpatrywała się w lustro nad zlewem.-Spójrz tylko na moją twarz - jęknęła.-Zobacz jakich dostałam piegów.Henry Ann wyszła na werandę, kiedy Johnny wraz z nieznajomym wracali ze stodołyz mlekiem.- Postawcie to na werandzie.- Nakryła pełne wiadro mleka czystą ściereczką.- Pokolacji przepuszczę to razem z porannym mlekiem przez separator.- Proszę pozwolić, ja to zrobię, panno.- mężczyzna szybkim ruchem zdjąłczapkę z głowy.- Henry.Potrafi pan obsługiwać separator?- Tak, proszę pani.Z konieczności musiałem nauczyć się wielu rzeczy.Coś,czego człowiek uczy się zwykle latami, ja musiałem opanować w rok - uśmiechnął sięukazując niezwykle białe i równe zęby.Mimo niechlujnego wyglądu budził zaufanie.-Nazywam się Grant Gifford, proszę pani.- Wejdzcie obaj.Kolacja gotowa.Johnny wszedł na werandę.Mężczyzna zawahał się.- Wdzięczny jestem, że mnie pani zaprasza, panno Henry.Dawno już nie siedziałemprzy stole.Henry Ann była zbyt zmęczona, żeby jeść.Isabel jadła narzekając, że nie lubismażonych na surowo kartofli i czemu nie jedzą pomidorów z makaronem.Johnnypałaszował, aż mu się uszy trzęsły.Podobnie jak pan Gifford.- Jak to się stało, ze zostałeś włóczęgą? - zapytała Isabel przypatrując sięuważnie przybyszowi.- Wiele nie osiągniesz szwendając się po okolicy i żebrząc u ludzi.- Isabel! Nie zadawaj niegrzecznych pytań - bardzo zmęczona Henry Annpowiedziała to ostrzejszym niż zwykle tonem.- Pewnie wydaje ci się, że ty coś osiągniesz - mruknął Johnny z oczamiutkwionymi w talerzu.Isabel usłyszała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]