[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I drugi czlowiek, podobnie utalentowany - ciagnal Bodrogk - Janosz zlamal go, aby wymusic na nimposluszenstwo.Co zas do kobiety: postapil z nia tak, jak zawsze postepuje z kobietami, pies!- A wiec nimi takze trzeba bedzie sie zajac - odrzekl nekroskop.- Rzeczywiscie, i to zaraz!- Zaraz? - zapytal Harry.- Czekaja na nas, tam, pod drzewami, za którymi rozciagaja sie te zwalone, przeklete ruiny.Mamoddac cie w ich rece, a oni z kolei zaprowadza cie do ich pana.Harry popatrzyl na skrecone, wysmagane wichrem sosny pochylone w strone ostatniego przed szczytemurwiska.W cieniu ich listowia, zobaczyl zólte, zdziczale plomienie wampirzych oczu.Powrócil doprawdziwej mowy zmarlych.- Czy wiesz, jak z nimi postepowac? - zapytal.- A ty? - Pytanie dorównalo pytaniu.- Kolek, miecz, ogien - odparl Harry ponuro.- Miecze mamy - powiedzial Bodrogk.- Ogien tez, w pochodniach, które niosa moi ludzie.A kolki?Tak.wycielismy kilka, czekajac na was przy urwisku.A wiec, jak widzisz, za moich dni takze istnialywampiry.Pozwól wiec, ze sie tym zajmiemy.Niemartwi niewolnicy Janosza wyszli spomiedzy drzew.Ich dlugie rece wyciagnely sie po Harry'ego.Usmiechneli sie na swój chorobliwy sposób.Zaden z nich nawet nie snil, ze Bodrogk moze zdradzic.Skoro tylko otoczyli nekroskopa, Trakowie rzucili cie na nich i scieli.Wszystkie trzy wampiry zostaly pozbawione glów, rzucone na ziemie, przeszyte kolkami.LudzieBodrogka przeniesli ciala swych ofiar na stos.Podlozyli ogien pod wyschniete na pieprz, pokryte zywicadrzewa.Nagle Harry zobaczyl przemykajaca, zgieta postac.W nastepnej chwili Ken Layard wszedl wzasieg blasku ogniska.- Harry! - westchnal.- Harry! Bogu dzieki!Swiatlo ksiezyca oswietlilo jego pozólkla skóre.Rozlozyl szeroko ramiona, zamknal oczy i zwrócil twarzku nocnemu niebu. Keogh odwrócil sie i ujrzal wysoka, ciemna postac stojaca na granicy ruin.- Janosz! - wyszeptal.Ludzie Bodrogka rozprawili sie szybko z Layardem.Oni równiez dostrzegli w mroku ruin wampira, jegoszkarlatne, plonace oczy.Janosz wskazal na nich palcem i straszliwy, ujadajacy glos wypelnil przestrzennocy.- OGTHROD AI E GEB L EE H YOGSTHOTH!.- zawolal.Dwaj wojownicy bedacy celem Janoszakrzykneli, skurczyli sie.Janosz dokonczyl dewolucji, a ciala ich opadly na ziemie w postaci pylu.Harry rozejrzal sie dokola.Bodrogka i pozostalej mu czwórki nigdzie nie dostrzegl.Wilk, który stanowilczesc eskorty, ale który trzymal sie z tylu za oddzialem Traków, teraz czolgal sie ku niemu, zaganiajac gow kierunku pana zamku.Nekroskop schylil sie i podniósl miecz jednego ze zdematerializowanychTraków.Poczul jego znaczny ciezar.Nie mógl miec nadziei, ze posluzy sie nim.Odszukal wzrokiemJanosza.Dostrzegl cien niknacy szybko w ciemnosci ruin.Ruszyl naprzód.Wilk skoczyl za nim i klapnalzebami.Poczul chrzest lamanej czaszki bestii.Ujal bron w dwie rece.i ku jego zdumieniu wilkodskoczyl skowyczac!Zanim Harry zdazyl zastanowic sie, co to znaczy, Bodrogk wyszedl z ukrycia i celnym cieciem odjalzwierzeciu glowe.Keogh spojrzal w serce zrujnowanej budowli i dostrzegl Janosza stojacego po drugiejstronie zwalonego muru.Potwór wlepial wzrok w Traków.- Uwaga! - krzyknal nekroskop.- OGTHROS AI E.- rozpoczal Janosz szeleszczaca rune dewolucji.Zanim jeszcze skonczyl, nastepnywojownik krzyknal i rozkruszyl sie w dymiaca kupe pylu.Nekroskop pospieszyl za Janoszem, ozywiony pragnieniem zemsty.Wampir zniknal, odwrócil swojadziwaczna glowe i popatrzyl za siebie.Harry dostrzegl karmazynowe lampy plonace w jego oczach.Bylow nich wypisane wyzwanie, któremu nekroskop nie mógl sie oprzec.Znalazl tajemne wejscie nad prowadzacymi w dól schodami i prawie bez zastanowienia rozpoczalzejscie.Glos z tylu zatrzymal go.Obejrzal sie i zobaczyl nadchodzacego Bodrogka i jego pozostalychwojowników.- Harry - huknal ogromny Trak - bedziesz pierwszy na dole.Spiesz sie! Chron moja Sofie!Harry skinal glowa i wyruszyl w dól studni spirala schodów.Wampir pojawil sie znikad, wykopnalmiecz z rak i rzucil Harrym o sciane z ogromna sila.Keogh zgasl jak swieca.- Harry.Haaarry! - krzyczala do niego matka, wielka ilosc przyjaciól i znajomych, wszyscy zmarli nacalym swiecie.Ich glosy zawodzily, wypelnily go, penetrowaly próg podswiadomosci i otulaly go swymcieplem.- Mama? - odpowiedzial poprzez ból.- Mamo.jestem ranny!- Wiem, synu - powiedziala, glosem przepelnionym uczuciem.- Czuje to.my wszyscy to czujemy.Lezspokojnie, Harry.- Lezenie w niczym nie pomoze, mamo - odrzekl.- Ani to cale zgrzytanie zebami, które mnie stamtaddochodzi.Zamierzam wszystkich was odciac.Musze sie obudzic
[ Pobierz całość w formacie PDF ]