[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle ogarnął go smutek.- Ależ owszem, byliśmy.Nie odpowiedziała i w nagłej ciszy przypomniał sobie inne Halloween.Beth miała wtedy osiem czy dziewięć lat i zamarzył jej się strój wróżki ze skle-pu Wal-Mart.Oczywiście nie było mowy o tym, żeby ciężko zarobione pienią-dze wydać na przebranie, ale od tygodni paplała tylko o tym.Był ledwie chłop-cem i nie miał prawa jazdy.Kiedy w końcu udało mu się stopem dotrzeć dosklepu, wszystkie stroje wróżek już sprzedano i nie mógł żadnego ukraść.Na-mówił ją wtedy, żeby się przebrała za ducha.Naciągnął na nią powłoczkę, wy-ciął otwory na oczy i usta i zabrał na eleganckie osiedle na przedmieściach.Ta-kie, gdzie domy mają kolumienki na ganku i nazwy.Musieli iść na piechotę i jechać dwoma autobusami, ale wtedy było ciepło,nie jak w tym roku, i nie miał nic przeciwko temu.Beth uparła się, że pójdzie wprzebraniu, a to oznaczało, że Danny musiał schować dumę do kieszeni i jakwariat podróżować dwoma autobusami obok białego duszka.Kiedy wracali,zgubił bilety.Nie starczyło im na drugi autobus i musieli iść kawał drogi na pie-chotę, ale cały czas częstowała go zdobytymi łakociami i kiedy w końcu dotarlido domu, zostały jej dwa batoniki.Jeden znalazł następnego dnia w swoimszkolnym lunchu.- Danny?Starał się opanować narastające emocje.- Tak, tak.jestem.- Powiedział to ochryple, więc odchrząknął.- Muszękończyć.Będziemy w kontakcie, ale nie martw się, jeśli się nie odezwę.Jesteśpewna, że wszystko będzie w porządku? Mogę poprosić jednego z chłopaków,na przykład Mike'a, żeby do was zajrzał.Sprawdzi, czy niczego wam nie trzeba.- Danny, nie mam już czternastu lat.Nie jesteś za mnie odpowiedzialny.Uważaj na siebie, dobrze? I wracaj do domu cały i zdrowy.Tylko to się liczy.Damy sobie radę.Lada moment miała być kolacja.Kiszki grały mu marsza.Mike kupił stekii ich zapach doprowadzał go do szaleństwa.Burczało mu w brzuchu, a do ustnapływała ślinka.Mike zapukał do pokoju Danny'ego i wszedł, nie czekając na zaproszenie.- Chodz, bracie.Nakryłem do stołu.- Ni to ciągnął, ni to pchał Danny'egodo kuchni.Podał mu nóż i widelec.- Siadaj i jedz.SRDanny przez chwilę stał jak wryty, przerażony.Nie potrafi pokroić mięsa,chyba że posłuży się palcami.Wyobraził sobie siebie, rwącego jedzenie palca-mi, jak zwierzę.I zrobiło mu się niedobrze.Drugie wyjście to poprosić, żeby ktoś mu pokroił stek.Tego także niezniesie.- Nie jestem głodny.- Co? - Mike się zdziwił.- Ale.Umilkł.Danny nie czekał, żeby się dowiedzieć dlaczego.Wyszedł z kuch-ni, po omacku wrócił do swego pokoju.Zamknął za sobą drzwi, oparł się o nieciężko, spocony jak szczur.Panika, którą udawało mu się kontrolować przezcały dzień, wracała.Usłyszał pukanie do drzwi.Zamknął oczy.- Nie jestem głodny.- Ja też nie.- To Martha.Słyszał, jak pulsuje mu krew.- Ja też nie jem.Pomyślałam, że możemy pogadać.Pogadać.Niezle.Niemoże wykrztusić nawet jednego słowa.- Otwórz, Danny.Trwał przy drzwiach.Nawet nie drgnął.- Nie odejdę, więc albo mnie wpuścisz, albo będę się darła przez drzwi iwszyscy mnie usłysząWiedziała, jak go podejść.Przestał się użalać nad sobą.Zirytowała go.Zwestchnieniem odsunął się od drzwi i je otworzył.- Wiesz co? Jesteś niesamowicie męcząca - poinformował.- To jedna z moich zalet.Minęła go.Poczuł zapach jedzenia.- Mówiłem, że nie jestem głodny.- A ja sobie pomyślałam, że szkoda, żeby taki pyszny hamburger się zmar-nował.Stanęła za jego plecami.Coś skrzypnęło.Aóżko? Usiadła na posłaniu?Odwrócił się w tamtą stronę z nadzieją że dobrze odgadł.- Skoro nie chciałem steku, skąd pomysł, że mam ochotę na hamburgera?- Bo hamburgera nie trzeba kroić.- Mówiła cicho, spokojnie.Okazywała,że go rozumie i że nie musi jej niczego mówić.Znieruchomiał.Cholerne łzy w gardle.- Nauczę cię kroić stek.Ba, nauczę cię go smażyć.Ale teraz musisz cośjeść.Siadaj.Aóżko jest przed tobą jakieś cztery kroki.SRPokonał je powoli, ciągle bał się otwartej przestrzeni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]